Obserwatorzy

piątek, 30 sierpnia 2013

Lubię malować paznokcie! Znowu różane Wibo...

Jakiś czas temu pokazywałam Wam numerek 8 z różanej kolekcji Wibo. Dziś czas na róż o numerze 5.


Ten kolor to dla mnie niemal typowy "róż-Barbi", z tymże na paznokciach wychodzi trochę bardziej neonowo niż w buteleczce. Niestety kiepsko kryje, na paznokciach mam tu aż cztery warstwy, które dalej prześwitują. Na szczęście w miarę szybko schnie, więc w czasie oglądania serialu można się z nim trochę posiłować ;)


Lakier ma typowy dla serii, intensywny, dla mnie okropny zapach ;) no ale w sumie producent ostrzegał na zakrętce ;)
Trwałość taka sobie, ściera się na końcówkach na drugi-trzeci dzień.


Trochę kiczowaty, ale jednej koleżance się bardzo podobał ;) Mam jeszcze jeden lakier z tej serii, który znowu ma trochę inne właściwości, może za jakiś czas go tu pokażę.

Przy okazji chciałabym Wam polecić obejrzenie filmiku Red Lipstick Monster. Dzięki w zasadzie prostym radom Ewy pierwszy raz nie pozalewałam sobie lakierem skórek ;)


Pozdrawiam!

sobota, 17 sierpnia 2013

Lubię malować paznokcie! Pięciopak z H&M



Uwielbiam takie promocje :D Ten zestawik pięciu buteleczek po 5 ml trafił w H&M w moje ręce kilka miesięcy temu w zawrotnej cenie 10 zł :) Czyli sztuka po dwa zeta :D Promocja była zimowa i z zimą też te kolory (nie licząc pomarańczowego) mi się kojarzą.


Od lewej występują:
- Turquoise
- Purple
- Gold
- Red
- Orange

Nazwy mają obłędne xD ;)

W domu zorientowałam się, że zestaw niestety był lekko felerny: po otworzeniu pudełeczka, w które były zapakowane, czuć było mocno zapach lakieru - prawdopodobnie ktoś się już wcześniej dobierał do Orange, bo i tak trochę wyglądała buteleczka i lakier był gęstszy od pozostałych (ja stety/niestety nie mam zwyczaju otwierać opakowań niezapłaconych produktów w sklepie, więc nie miałam tego jak sprawdzić). Orange jednak w miarę działa, stał się nawet ulubieńcem tego lata moich stópek ;) bo gości na nich praktycznie bez przerwy, stąd też wiem, że jego właściwości są całkiem niezłe. Mogłyście go zobaczyć TU. Przez to też już powoli się kończy i w sumie dobrze, bo mam zamiar wykorzystać jego pędzelek do Purple, który niestety swój własny ma wadliwy - dużo za krótki, by móc nim malować. Na szczęście poza tym z lakierami jest już wszystko w porządku, ładnie kryją, szybko schną i świetnie się u mnie trzymają, jak to lakiery z H&M.

Dziś na paznokciach topper Gold - jedyny w mojej kolekcji (w zasadzie to nie lubię żadnych wyjątkowych efektów na paznokciach, piaskowce, kawiory, brokaty itp. nie są dla mnie, ja to tylko tradycyjne lakiery ;) ). Ten natomiast, jako wyjątek na potwierdzenie reguły, podoba mi się. Poza tym jest łatwy w obsłudze, na paznokciach mam jedną warstwę i drobinki są ładnie, gęsto, ale równomiernie nałożone. Nie sprawia też problemów przy zmywaniu. Super wygląda szczególnie z klasycznym czerwonym lakierem. Tu na zdjęciach przedłuża żywot Essence Kings of mints.



Kolejne kolorki też pewnie Wam kiedyś pokażę, bo czuję, że często będą ze mną od jesieni :) Teraz jest jeszcze czas na pastele ;) Polecam Wam lakiery z H&M! Pozdrawiam!

Lubię malować paznokcie! Pożegnanie z królem mięt...

Dziś krótka notka. Znowu udało mi się wydenkować lakier do paznokci, tym razem jednego z moich ulubieńców - 03 Kings of mints z limitowanki You rock! od Essence. Świetny lakier, idealny dla mnie odcień zgaszonej, mlecznej mięty, dobry jakościowo. Był już na blogu, ale zawsze jako "jeden z wielu", na pożegnanie niech ma swoją osobistą notkę ;) Będzie mi go brakować... ;)


Może i bym się zastanawiała nad jego ponownym zakupem, ale jest już dawno niedostępny. A Wy kupiłyście kiedyś dwa razy dokładnie ten sam lakier? Pozdrawiam!

czwartek, 15 sierpnia 2013

Lubię recenzować! Avon Solutions truly radiant Naprawcza emulsja na noc

Ostatnio pisałam o Koloryzująco-nawilżającym kremie SPF 20 z tej samej serii, z którego jestem bardzo zadowolona. Dziś o jego nocnym odpowiedniku.


Od producenta (ulotka w kartoniku):
Formuła ze stworzoną specjalnie dla AVON formułą Optic Pearl i wyciągiem z aronii. Lekki, nietłusty krem-żel sprawia, że skóra promienieje zdrowym blaskiem. Testowany dermatologicznie. Nie powoduje powstawania zaskórników.

No ta aronia znowu dość daleko w składzie...

 

Co do działania, krem ma faktycznie żelową formułę (z tego, co pamiętam, to w poprzedniej edycji krem na noc był po prostu kremem) i już to nie do końca mi się podoba. Dlaczego? Zazwyczaj jak smaruję buzię wieczorem jakimś kremem i trochę mi go zostanie na dłoniach, to sobie go w nie po prostu wsmarowuję. W przypadku tego kosmetyku nie jest to dla mnie możliwe, od razu czuję potrzebę zmycia go z dłoni. Dziwne to jest, chociaż na pewno przyczynia się do tego jego mocno alkoholowy zapach :( no i to, że skóra pozostaje po nim śliska. Ta śliska warstwa jest też czasem wyczuwalna rano na buzi.


Właściwości pielęgnacyjne nie są złe, ani razu nie miałam przy nim przesuszonych skórek, nie powoduje też u mnie podrażnień. Obietnicę producenta co do zaskórników u mnie trudno stwierdzić, bo mam skórę problematyczną ze skłonnością do zanieczyszczeń mimo ciągłej pielęgnacji, ale tragedii u mnie nie wywołał. Przypuszczam, że osoby z cerą normalną nie miałyby w tej kwestii żadnych problemów.


Jest jeszcze jedna wada tego kremu. Osobiście mam tak, że mimo regularnej, codziennej pielęgnacji słoiczek kremu 50 ml potrafi u mnie starczyć na 5-6 miesięcy. Ten krem-żel rozpoczęłam w drugiej połowie czerwca a już "zaczyna się kończyć". Moim zdaniem jest po prostu niewydajny.

Słoiczek 50 ml można znaleźć w katalogu Avon w promocji za ok. 13 zł.

Zużyję go do końca, ale na pewno nie kupię ponownie. W końcu używanie kosmetyków też musi być przyjemne ;)

A Wy znacie te kremy? Pozdrawiam!

środa, 14 sierpnia 2013

wtorek, 13 sierpnia 2013

Lubię malować paznokcie! ESPRIT 219 Mango sorbet

 

Jakieś dwa lata temu trafił do mnie ten lakier z Esprit z serii Best of style with silk extract, nr 219 Mango sorbet. Został zakupiony w Niemczech w DM w trakcie wyprzedaży -50%, kiedy Esprit wychodził z tej drogerii. W związku z tym buteleczka 6 ml kosztowała poniżej 1 euro.


To kolor słodkiego, owocowego drinka, albo właśnie sorbetu, mieszkanka różowo-pomarańczowa, bez drobinek, ładnie błyszczy. Idealny na lato :) Odcień jest bardzo ciekawy, zmienia się w zależności od oświetlenia: w ciemnym pomieszczeniu wpada bardziej w pomarańcz, w jasnym - jest dokładnie taki jak na zdjęciach, troszkę bardziej różowy.

Na zdjęciu widać trzy warstwy, ale dwie też byłyby wystarczające (trochę krzywo nałożyłam sobie lakier, więc dodałam trzecią warstwę dla poprawy efektu, a kolor jest wówczas już zupełnie idealny :) ).


Producent obiecuje na opakowaniu trwałość do 10 dni. Tak długo nie trzymałam na paznokciach jeszcze nigdy żadnego lakieru ;) Ten trzyma się u mnie całkiem dobrze, około 4-5 dnia są lekko starte końcówki i wtedy go zmywam, by po prostu nałożyć inny kolor. Nie odpryskuje. Według etykietki ma formułę bez formaldehydu.

Fajnie się go nakłada, nieźle schnie, później dobrze się zmywa. Szkoda, że już ich nie można dostać.


Podoba się? :) Mnie bardzo! Pozdrawiam!

niedziela, 11 sierpnia 2013

Lubię recenzować! Avon Solutions truly radiant VIP Koloryzująco-nawilżający krem na dzień SPF 20

Mam trzy produkty z avonowej serii Solutions truly variant: dzisiejszego bohatera - krem koloryzujący, krem-żel na noc oraz pod oczy (tego ostatniego zacznę dopiero stosować w przyszłym tygodniu). Skusiłam się na nie, bo miałam już kiedyś ich odpowiedniki ze starej edycji "żółtych" kremów Solutions z Avonu i byłam z nich zadowolona. Czy przypasowały mi "ulepszone" ;) nowości?


Ta tubeczka to już trzecia zakupiona przeze mnie sztuka kremu koloryzującego z Avonu. Po prostu co roku kupuję sobie jedną na sezon wakacyjny, więc w zasadzie można już stwierdzić, że jestem z nich zadowolona. Zawsze dość sceptycznie podchodziłam do tych "nowości" w Avonie, wydawało mi się, że na nowo wchodzi do katalogu stary produkt, tylko w nowym opakowaniu ;) Tym razem jednak muszę Avon pochwalić. W poprzednich wersjach kremu zdarzały się bardzo duże drobinki składnika koloryzującego, przez co można sobie było zrobić niezłą smugę na buzi, którą później dość długo trzeba było rozprowadzać. Z tym kremem jeszcze mi się to nie zdarzyło. 

 

Poza tym nawilżenie w porządku, fajnie że ma SPF 20, nadaje zdrowy efekt muśniętej słońcem skóry, nie jakiejś chamskiej opalenizny (ja się nie opalam, z opalenizną wyglądam bardzo staro, ale totalna bladość też nie jest mi wskazana ;) ). Zapach delikatny, nie przeszkadza mi. Używam w lecie zamiast podkładu, w bardzo gorące dni muszę się lekko przypudrować, żeby się nie świecić, czasem daje radę nawet sam. 

Tubkę 50 ml można spotkać w promocji w katalogu za ok. 13-15 zł.

VIP dla mnie jak najbardziej na plus! A jak będzie z pozostałymi... ? ;)

Używałyście tego kremu? Pozdrawiam!


piątek, 9 sierpnia 2013

Lubię czytać! Dojrzewanie błazna Jonasa Gardella

"Dojrzewanie błazna"
org. En komikers uppväxt
Jonas Gardell
przełożyła Iwona Jędrzejewska
Jacek Santorski & Co Agencja Wydawnicza 2005
Liczba stron: 231


Za tę książkę wzięłam się zaraz po skończeniu wspaniałego Tiziano Terzaniego, o którym mogliście przeczytać TU. Oczywiście wiedziałam, że to będzie lektura zupełnie innego rodzaju, ale szok był w sumie i tak duży ;)


Podoba mi się "fizyczna" forma książki. Wygodnie trzyma się ją w ręce, okładka jest wykonana z przyjemnego w dotyku papieru, krótkie rozdziały z tekstem dobrze rozłożonym na stronie szybko się czyta.

Co do treści, to jest ona dla mnie głęboko pesymistyczna. Książka opowiada o Jusze, chłopcu chodzącym do podstawówki w małej mieścinie, która teoretycznie powinna być rajem dla rodzin. Niestety stosunki zarówno w rodzinie Juhy, w jego klasie, jak i w ogóle relacje między mieszkańcami miasteczka wcale nie są idealne. W szkole często pojawia się agresja, większość dzieci mniej lub bardzie skutecznie zabiega o względy małej grupki najpopularniejszych uczniów, czego w ogóle nie dostrzega nadużywająca alkoholu wychowawczyni. W domu Juhy rodzice co prawda często się kłócą, ale nie jest też aż tak źle. Historie z dzieciństwa przeplatane są listami dorosłego Juhy, z których widać, jak ogromny wpływ miało na jego życie właśnie dzieciństwo.

Książkę czyta się dość szybko, momentami jest dość wulgarnie, czasem śmiesznie, aczkolwiek zawsze panuje pesymistyczny nastrój. Nie jest to lektura na poprawienie sobie humoru, ale moim zdaniem w miarę możliwości warto po nią sięgnąć. Ja polecam!