Obserwatorzy

sobota, 31 maja 2014

Lubię denka i haule ;) maj 2014


Pięć to taka ładna, "okrągła" liczba. Wykończenie pięciu kosmetyków uważam jak na mnie za dobry wynik :) Co trafiło do kosza w maju?

1. Balea, Creme-Öl Dusche, Süßorange & Limette, 250 ml/0,95€ - to trzeci i ostatni żel z tej serii, który miałam w zapasach. Ładny słodko-pomarańczowy zapach, wydajność dobra - starczył na półtora miesiąca. Był trochę rzadszy niż wcześniejsze dwie wersje stosowane przeze mnie, ale dzięki temu łatwiej było go wycisnąć z tej potwornie twardej butelki. Z całej trójki podobał mi się jednak najmniej (wcześniejsze zapachy jednak bardziej przypadły mi do gustu) i nie wrócę do niego, chociaż był bardzo przyzwoity.

2. Kerastase Reflection, Chroma Riche, ok. 130 zł/200 ml - maskę praktycznie całą dostałam od kuzynki, sama bym nie wpadła na to, by kupić tak drogi kosmetyk do włosów ;) Szczerze powiedziawszy spodziewałam się po niej dużo więcej. Owszem wygładzała włosy, ale były po niej trochę oklapłe i szybciej wyglądały na nieświeże. Zapach niby kosmetyku profesjonalnego, fryzjerskiego, ale nie podobał mi się. Niestety nie jestem w stanie ocenić wpływu przedłużenie świeżości koloru bo... nie farbuję włosów xD Na pewno nie wrócę.

3. Himaya Herbals, Delikatnie złuszczający morelowy scrub, ok. 12 zł/ 75 ml - bardzo dobry, bardzo wydajny peeling. Na razie używam innego, ale może kiedyś wrócę.

4. Pat&Rub, Mini Bogaty Balsam do Rąk, 50ml/28 zł - krem w miarę, ale nie zachwycił mnie. Nie wrócę do niego.

5. Maybelline Waterproof Khol Express Eyeliner, brązowy, kupiłam na Paatalu za jakieś 4 zł - masakra, jeżeli na powiece nie było cienia na bazie, to nie dało się go używać. Rysując kredką kreskę na czystej skórze nie zostawiał niemal w ogóle śladu, chyba że się go bardzo mocno docisnęło. Dodatkowo można go było używać tylko świeżo zatemperowanego, gdyż wkład szybko twardniał, przez to stosunkowo szybko się zużył. Beznadzieja.

Natomiast jeśli chodzi o zakupy, to w maju kupiłam...


Jak Wasze zużycia i zakupy? Pozdrawiam!

czwartek, 29 maja 2014

Lubię? Pat&Rub Bogaty balsam do dłoni Home Spa


Dzięki wygranej w rozdaniu u Kyariss miałam możliwość wypróbowania po raz pierwszy kosmetyku Pat&Rub. Marka ta cieszy się dużą popularnością w internecie, a ja do tej pory nie miałam okazji z zapoznaniem się z nią.

Nie jestem uzależniona od kremów do rąk. Nie mam (przynajmniej nie miałam ;) ) ich ciągle przy sobie w torebce, otwartą mam zazwyczaj jedną tubkę, która stoi na stoliku nocnym. Kremu do rąk zazwyczaj używam też po prostu raz dziennie w łóżku przed snem i to mi wystarcza. Krótko mówiąc moja skóra dłoni nie jest szczególnie wysuszona i wymagająca.

Mimo to z przyjemnością i zaciekawieniem sięgnęłam po przesłany przez Kyariss Bogaty balsam do dłoni. Ciesząca oko tubka 50 ml poprzez opakowanie, nazwę i informacje od producenta dużo zapowiadała. Na stronie Pat&Rub widnieje cena 28 zł za tę pojemność.

Ze strony producenta:

Bogaty Balsam do Dłoni HOME SPA odżywia, nawilża, koi i naprawia skórę. Skutecznie pielęgnuje, jak i pozwala na chwilę odprężenia.
Zawiera kombinację substancji  o właściwościach naprawczych i zwalczających wolne rodniki oraz  kompozycję olei i maseł roślinnych, skutecznie odbudowujących warstwę lipidową skóry. 
W naturalnym balsamie do rąk HOME SPA znajdują się substancje ochronne, które zabezpieczają skórę dłoni na długie godziny.
Idealnie się wchłania. Pachnie ziołowo i cytrusowo. Aromat jest mieszaniną olejków eterycznych.
Skład wygląda również bardzo obiecująco: INCI: Aqua, Aloe Barbadensis Leaf Water, Cetearyl Glucoside, Cetearyl Alcohol, Decyl Cocoate, Isostearyl Isostearate, Lycium Barbarum (Goji) Fruit Extract, Glyceryl Stearate, Glycerin, Betaine, Mangifera Indica ( Mango) Seed Butter, Vitis Vinifera Seed Oil, Oenothera Biennis Oil, Sodium Stearoyl Glutamate, Sodium Phytate, Xanthan Gum, Tocopherol, Beta-Sitosterol, Squalene, Parfum, Dehydroacetic Acid, Benzyl Alcohol, Citral, Limonene, Linalool.

Producent dodaje na tubce również kolejne, zachwalające skład linijki:
Woda aloesowa* - łagodzi, wspiera wzrost komórkowy, ekstrakt z goji* - bardzo silnie zwalcza wolne rodniki, masło mango* - ma działanie silnie nawilżające, chroni i odbudowuje naskórek, wygładza i ujędrnia skórę, Olej z wiesiołka* – ma zdolność kumulowania się w głębszych warstwach skóry, zapobiegając jej wysychaniu; łagodzi podrażnienia i stany zapalne skóry, opóźnia procesy starzenia; wygładza drobne zmarszczki, Olej winogronowy* – zwalcza wolne rodniki, hamując proces starzenia skóry, działa przeciwzapalnie i kojąco, Betaina roślinna* - nawilża, Gliceryna roślinna* - nawilża, Naturalna witamina E – zwalcz wolne rodniki oraz chroni przed działaniem niekorzystnych czynników środowiskowych, Emolienty roślinne*- nawilżają.*surowce naturalne z certyfikatem ekologicznym

Czy te obietnice spełniły się u mnie? Balsamu zaczęłam używać na początku zimy, więc teoretycznie kosmetyk miał duże pole do popisu. W zasadzie to miał nawet ułatwione zadanie, bo tam gdzie mieszkam, widziałam tej zimy śnieg tylko przez 3 godziny ;) Pierwsze wrażenie to dość tłusta, emulsyjna konsystencja, którą stosunkowo długo należy wmasowywać w dłonie i która zostawia film na skórze - jest to zatem dla mnie idealny krem właśnie na noc. Istotnym punktem wpływającym na ocenę jest zapach produktu - cytrusowy, całkowicie naturalny, ale jak dla mnie zbyt intensywny. Przez ten aromat na początku dość ciężko stosowało mi się ten kosmetyk, później już się do zapachu przyzwyczaiłam.


I teraz najważniejsze, czyli działanie. Owszem skóra dłoni była miękka i nawilżona, ale zdarzały się też dni krytyczne. W trakcie jednego z nich w końcu musiałam w drodze do pracy pobiec do Rossmanna po krem do rąk, bo nie byłam wstanie wytrzymać ze ściągnięciem skóry. Od tej pory (inny) krem do rąk mieszka w mojej torebce, tak na wszelki wypadek. A istotne jest to, że wcześniej, stosując inne, przede wszystkim wiele tańsze kremy i w o wiele cięższe zimy nigdy taka sytuacja nie miała miejsca.

Pat&Rub już praktycznie wykończyłam i stwierdzam, że jednak kremy do rąk w cenie poniżej 10 zł sprawdzają się u mnie lepiej ;) Mimo wszystko miałabym ochotę spróbować jeszcze czegoś z oferty marki Kingi R. :)

Używałyście czegoś z Pat&Rub? Pozdrawiam!

piątek, 9 maja 2014

Lubię wyrzucać puste opakowania! Marzec i kwiecień 2014


Marzec i kwiecień były czasem odwyku od kosmetycznych zakupów (chociaż nowości i tak się pojawiły ;) ), zamiast haulu miały królować zużycia. Jak na mnie poszło w miarę, chociaż wiem, że wiele z Blogerek potrafi zużyć o wiele więcej produktów w ciągu jednego miesiąca, niż ja w ciągu dwóch. Jak one to robią, nie wiem ;)

Wiekszość z nich została już przeze mnie opisana:
1. Balea, Szampon rewitalizujący do włosów normalnych i lekko przetłuszczających się to moja druga butla. Pisałam o nim dwukrotnie TU i TU. Kupię ponownie za jakiś czas na pewno.

2. Alverde, Szampon Ultra Sensitive to kolejny hit. Również na pewno kupię.

3. Alverde, Porzeczkowy żel pod prysznic także bardzo przypadł mi do gustu i zamierzam go jeszcze kupić :)

4. Babylove, Delikatna oliwka pielęgnująca dla dzieci z DM, mała buteleczka 50 ml - kupiłam w jakiejś śmiesznej cenie w wyprzedaży. Fajny produkt, w składzie ma olej z migdałów, witaminę E i ekstrakt z rumianka. Używałam normalnie na ciało lub do wyrobu domowego peelingu. Mam jeszcze jedną buteleczkę.

5. Balea, Delikatny, pielęgnujący żel do mycia twarzy to kolejny, świetny produkt. Prawdopodobnie kupię ponownie.

6. BeBeauty, Płyn miceralny z Biedronki to stały mieszkaniec mojej łazienki, którego nie trzeba nikomu przeszkadzać. Oczywiście używam kolejnego opakowania.

7. Balea, Creme-Öl Dusche - kremowy żel pod prysznic z olejem z ziaren winogrona i pistacjami, 250 ml/ok. 0,95 euro - produkt był identyczny, jak zużyta przeze mnie wcześniej wersja z owocami drzewa marula i proteinami mlecznymi. Miał również bardzo przyjemny, delikatny zapach, niewysuszającą formułę, przyjemnie mi się go używało. Jedyną wadą jest bardzo twarda butelka, naprawdę utrudniająca wydobycie żelu. Byłam zadowolona, ale mam tyle żeli na chciej-liście, że nie wiem, czy kupię ponownie.

8. Shauma Hair & Body Szampon i żel pod prysznic 2 w 1 z prowitaminą B5 i guaraną dla panów ;) - to jedyny produkt, który zużyłam w marcu. Kupiłam dla TŻta w jakiejś fajnej promocji, ale po jednym użyciu stwierdził, że go uczula ;) więc zostałam z wielką butlą 500 ml. I zużyłam całą bez problemów :) oczywiście jako żel pod prysznic. Produkt miał wyjątkowo przyjemną konsystencję, fajny sportowy zapach, nie wysuszał szczególnie skóry. Wadą była stosunkowo niska wydajność - szybko się zużył, być może ze względu na wielki otwór w butelce, przez który zawsze wylewało się zbyt dużo produktu ;) Fajny, no ale nie kupię go ponownie ;)

Zużycia jak na moje możliwości znośne ;) kilka produktów mam w dalszym ciągu na wykończeniu, więc może denko pojawi się szybciej niż po dwóch miesiąca. Stosowałyście któryś w nich? Pozdrawiam!

środa, 7 maja 2014

Lubię nowości! Haul z czasu kosmetycznego odwyku ;) Marzec-kwiecień 2014


Ostatnio mam bardzo mało czasu na blogosferę, szybko i dość pobieżnie przeglądam wpisy obserwowanych przeze mnie Blogerek raczej tylko w ramach krótkie wieczornego relaksu przed pójściem spać, a sama w zasadzie nie piszę, co niestety widać ;( Dlatego w zasadzie nieświadomie i bez żadnych oficjalnych deklaracji przyłączyłam się do akcji kosmetycznego odwyku, która przed Wielkanocą zdominowała internet. Z tego co się zdążyłam w międzyczasie zorientować, w odwyku był "wentyl bezpieczeństwa" w możliwych bodajże 30 złotych do wydania. Ja na czas wielkopostny (nie z pobudek religijnych, a zdroworozsądkowych ;) ) postawiłam sobie wyzwanie niekupienia NICZEGO i już na wstępie mogę się pochwalić, że odniosłam całkowity sukces. Nowości mimo to się pojawiły, dzięki uprzejmości osób trzecich ;)



Tak się składa, że w marcu mam urodziny. Od najlepszej psiapsióły dostałam z tej okazji super prezenty, oczywiście kosmetyczne :) A. wiedziała, że choruję na czerwonego Bruno Banani i właśnie Pure Woman znalazłam w pięknie opakowanym prezencie :) Do upominku dołączona była próbka balsam do ciała Jil Sander Evergren, który dzięki wygodnej pojemności 30 ml zamieszkał w mojej torebce i spełnia funkcję kremu do rąk. Co ciekawe, mimo że to balsam perfumowany, doskonale spełnia swoją funkcję i w ogóle nie wysusza, a zapach bardzo mi się podoba, co ciekawe, wydaje mi się, że się rozwija na skórze, a to przecież tylko balsam. Zapachem w buteleczce muszę się zainteresować przy okazji wizyty w jakiejś perfumerii.
W paczuszce znalazłam poza tym dwa lakierki z p2:  ciemną malinę 180 miss velvet z żelowej serii Volume Gloss oraz głęboką, ciemną czerwień 110 dating time z serii Last Forever. Miodzio :)

Poza tym A. przekazała mi dwa szampony, które jej wrażliwej skórze głowy nie przypasowały: Shauma Szampon owocowo-witaminowy do włosów normalnych oraz Guhl Szampon przeciw przetłuszczaniu się z melisą cytrynową. Shaumę stosuję już jakiś czas i mnie krzywdy nie robi :)


Po urodzinach była długa cisza, aż od Zajączka (czyli od kuzynki ;) ) dostałam buteleczkę Playboy Play It Lovely oraz wielgachną Intensywnie regenerującą maskę z olejami argan, makadamia i kokos od L'biotica Biovax. Zapach fajny, słodki, w sam raz na tę porę roku, a z maską kuzynka trafiła szczególnie, bo ta, którą obecnie używam (a dostałam ją również od tejże kuzynki) została mi na jakieś dwa użycia i zastanawiałam się, co sobie teraz kupić :)

Trzy pozostałe produkty, to jedyne kosmetyki które sama kupiłam w marcu i kwietniu :)
Na samym początku marca, jeszcze przed rozpoczęciem wielkopostnego odwyku ;) kupiłam świetny Szampon przeciwłupieżowy Heilerde od Alverde. Korzystając natomiast z wielkanocnej wizyty w PL, ale już po Świętach ;) zrobiłam zapas rybek Dermogal A+E oraz kupiłam w promocyjnej cenie w Rossmannie żel Original Source malina i wanilia, gdyż od dawna miałam ochotę na ten zapach, a żele OS normalnie są dla mnie niedostępne. Trzy drobne produkty zakupione ŚWIADOMIE i PRZEMYŚLANIE przez okres całych dwóch miesięcy uważam za świetny wynik :) Chociaż miło było w międzyczasie dostać też kosmetyczne prezenty :)

Odwyk uważam za udany, w dalszym czasie mam zamiar zużywać może nie olbrzymie, ale jednak istniejące zapasy, ale na maj planuję jednak drobne zakupki, faktycznie tylko potrzebnych produktów :)

Miałyście ostatnio też kosmetyczny odwyk? Jak poszło? Pozdrawiam!

poniedziałek, 5 maja 2014

Lubię Alverde! Godny własnej notki żel pod prysznic


Zazwyczaj wydaje mi się, że poświęcanie całej notki jednemu żelowi pod prysznic jest zbędne. No chyba, że zdarzy się produkt naprawdę wyjątkowo godny polecenia, tak jak to ma miejsce tym razem ;)

O porzeczkowym żelu pod prysznic Alverde usłyszałam już dawno temu w filmikach Megilounge na YT i od tego momentu miałam na niego ochotę. Podczas jednej, dość szalonej wizyty w DM-ie wpadł wreszcie i w moje łapy ;)

Butelka żelu jest taka sama, jak szamponów Alverde, tylko że ma pojemność 250 ml. Jej koszt to 1,45 euro.

Producent zapewnia o delikatnym, ale dokładnym i nie wysuszającym skóry oczyszczaniu dzięki łagodnym tensydom i atlantyckiej soli morskiej. Formuła nawilżająca na bazie pszenicznej oraz gliceryna roślinna ma wspierać nawilżenie skóry. Produkt jest wegański.


Żel ma ZUPEŁNIE przezroczystą, dość rzadką konsystencję. Dzięki brakowi SLS w składzie faktycznie jest delikatny i miły dla skóry, w dniach lenistwa bez problemów mogłam pominąć użycie balsamu po jego zastosowaniu.



Zdecydowanie największą zaletą żelu Alverde jest jego zapach. Według producenta jest on kombinacją czarnej porzeczki, bzu i winogrona. Dla mnie, fanki czarnej porzeczki jest totalnie apetyczny, w ogóle nie wyczuwa się w nim jakiejkolwiek sztucznej nuty, świetnie orzeźwia.

Żel ten całkowicie spełnił moje oczekiwania i myślę, że zakupię za jakiś czas kolejną butelkę. Polecam!

sobota, 3 maja 2014

Lubię recenzować! Świetna Balea



Mimo codziennej pielęgnacji moja skóra ma bardzo dużą skłonność do zanieczyszczeń i wszelkich zaskórników. W związku z tym z chęcią sięgnęłam po Antybakteryjny żel do mycia cery mieszanej i tłustej z serii Bioderma Sebium, którego kilkanaście dużych próbek (po 10 ml) dostałam od kuzynki. Przez jego dużą wydajność stosowałam je bardzo długo, na pewno ponad pół roku i byłam na początku dość zadowolona, ale ostatecznie stwierdziłam, że Bioderma bardzo wysuszyła mi skórę, a zaskórniki w dalszym ciągu miały się świetnie.

Bioderma się skończyła, a ja sięgnęłam po produkt z (przynajmniej cenowo) znacznie niższej półki. Delikatny, pielęgnujący żel do mycia twarzy z serii do każdego rodzaju skóry Balea kosztuje bowiem około 1,50 euro za 150 ml.  Produkt zamknięty jest w bardzo przyjemnym dla oka opakowaniu z wygodną pompką.

Producent zapewnia o delikatnym oczyszczeniu i efekcie odświeżenia dzięki "witaminowemu koktajlowi" (witamina C i prowitamina B5), który zapewnić ma jednocześnie ochronę i nawilżenie. Poza tym żel powinien zapobiegać zanieczyszczeniom oraz poprawić wygląd skóry. Produkt ma mieć odświeżający, grejpfrutowy zapach.


A jakie są moje wrażenia? Konsystencja jest dość gęsta, przez co stosunkowo ciężko wycisnąć go przez pompkę. Jest to w zasadzie jednocześnie zaletą, gdyż aplikuje się zawsze odpowiednią, niewielką ilość żelu, która w zupełności wystarcza na dokładne umycie całej buzi. Dzięki temu produkt okazał się bardzo wydajny, wspomniana pojemność 150 ml wystarczyła u mnie na pół roku przy stosowaniu jednej pompki wieczorem (wykończyłam go dokładnie 30. kwietnia).


W żelu zatopione były tajemnicze czerwone kuleczki, które jednak znikały przy rozsmarowywaniu produktu na twarzy, na pewno nie miały działania pilingującego. Były pewnie jakimś składnikiem nawilżającym, gdyż mogę stwierdzić, że produkt ogólnie nie wysusza i nie ściąga cery, chociaż oczywiście stosowałam po nim krem do twarzy. Kosmetyk, mimo, albo dzięki swojej gęstości, przyjemnie rozprowadzał się na twarzy i był taki "mięciutki" w trakcie masowania. Zapach okazał się rzeczywiście przyjemny, odświeżający, cytrusowy.



A teraz najważniejsze, czyli efekt oczyszczający. Mimo bardzo łagodnej formuły mogłam stwierdzić wyraźne oczyszczenie twarzy. Dalej nie jest idealnie, ale różnica jest dla mnie zauważalna, a zdecydowanie warto zaznaczyć, że maluję się w tej chwili codziennie, a podczas stosowania Biodermy byłam w takim okresie kiedy nie malowałam się w ogóle.

Tak jak wspomniałam, żel z Balei skończył się przed kilkoma dniami, a ja sięgnęłam do szufladowych zapasów i wyjęłam inny żel do mycia, także z DM-u. Z tego byłam bardzo zadowolona, myślę, że go jeszcze kupię, chociaż oczywiście mam babską przypadłość, czyli ciągłą ochotę ciągle próbowania czegoś nowego ;) Baleowy produkt jednak wszystkim polecam. Świetnie jest stwierdzić, że tak tani produkt pobił na głowę swojego kilka razy droższego konkurenta. Pozdrawiam!

czwartek, 1 maja 2014

Lubię recenzować! Szampony, które uratowały moją głowę po baleowej tragedii


W jednym z ostatni postów przedstawiłam szampon i odżywkę Balea Professional z serii Coffein. Już w tym poście opisałam negatywne skutki ich używania, które pod koniec opakowań jeszcze bardziej się nasiliły. Po ich wykończeniu tłusty łupież zamienił się w suchy, przez co przez jakiś tydzień miałam obsypane białym pyłem ramiona :-/ a sytuacja taka nie miała u mnie miejsca przynajmniej z 15 lat.

Trzeba było przystąpić do ratowania głowy. Zgliszcza po produktach z drogerii DM ugasiłam... produktami z drogerii DM :D Z przyjemnością przedstawiam Wam dziś produkty, które wyleczyły i ukoiły moją skórę głowy.


Szampon Ultra Sensitive poleciła mi koleżanka, która często boryka się z problemami skóry głowy. Butelka o pojemności 200 ml kosztuje, jak chyba wszystkie szampony Alverde (w tej pojemności) 1,95 euro. Butelka jest zgrabna, dzięki zupełnie płaskiej nakrętce można ją stabilnie postawić "na głowie", przez plastik widać, ile produktu jeszcze zostało.


Producent zapewnia o nawilżających właściwościach pochodzenia naturalnego na bazie cukrowej i pszenicznej. Szampon jest wolny od substancji koloryzujących, zapachowych, konserwujących, a także od olejków eterycznych i ziół, dzięki czemu nadaje się dla alergików.


Szampon jest niemal zupełnie przezroczysty, prawie bezzapachowy (zapach jest bardzo delikatny, taki "wodny"). Dobrze się pieni, poza tym świetnie zmywa oleje (dwukrotne użycie całkowicie zmywa wszystko, co potrzeba po całonocnym olejowaniu). Jest to taki szampon, który raczej wymaga użycia odżywki po myciu, ale faktycznie działa kojąco na skórę głowy i stał się moją pierwszą deską ratunku.


Kiedy tłusty łupież zaczął się wysuszać i sypać masowo z głowy sięgnęłam dodatkowo po Szampon przeciwłupieżowy Heilerde (Ziemia lecznicza). Według producenta kosmetyk dzięki zawartości właśnie ziemi leczniczej i innych naturalnych dodatków zwalcza łupież już od pierwszego użycia. Na zamknięciu widnieje informacja, że nadaje się do włosów farbowanych.



Szampon ma dość specyficzną konsystencję i kolor - takie dość glinkowe. Również zapach jest nietypowy, słodkawy, ale delikatny. Mnie się dość podoba, ale przypuszczam, że znajdą się osoby, którym będzie przeszkadzał.


 Również ten szampon bardzo przypadł mi do gustu i jestem przekonana, że przyczynił się do szybszej regeneracji mojej łepetyny.

Oba szampony z Alverde stosunkowo szybko się zużywają, ale przyczynia się do tego na pewno nie za wielka pojemność (wspomniane 200 ml).

Trzecim, uzupełniającym kosmetykiem był znany już przeze mnie wcześniej produkt z podstawowej serii Balei - Szampon rewitalizujący Rozmaryn i melisa do włosów normalnych i lekko przetłuszczających się.

Tak, jak i wcześniej, świetnie oczyszcza włosy i faktycznie spowalnia przetłuszczanie się. Jest bardzo wydajny, a 300 ml butla kosztuje zaledwie 0,65 euro. Więcej możecie o nim przeczytać TUTAJ.

Moja skóra i włosy mają się już znacznie lepiej. W międzyczasie zdążyłam zużyć Szampon z Balei i dzisiaj wykończyć Szampon Ultra Sensitive. Dalej będę zużywać moje zapasy, ale na pewno po te szampony sięgnę wcześniej, bądź później ponownie i polecam je wszystkim borykającym się z łupieżem i nadmiernym przetłuszczaniem się skóry głowy. Pozdrawiam!