Obserwatorzy
niedziela, 29 czerwca 2014
Lubię wyrzutki ;) Czerwiec 2014
Czerwiec był udany pod względem zużyć :)
1. Shauma, Frucht&Vitamin Shampoo, do włosów normalnych, błysk i witalność, 500 ml. Dostałam praktycznie całe opakowanie od koleżanki. Szampon z ekstraktem z granatu i jagód goji. Szampon jak szampon. Ładnie pachnie, dobrze się pieni. W składzie SLS. Niewydajny, wydaje mi się, że czasem powodował swędzenie. Zużyłam, nie kupię.
2. Babylove, Delikatna oliwka pielęgnująca dla dzieci z DM, mała buteleczka 50 ml - druga sztuka zużyta, do domowego peelingu lub po prostu na skórę. Chyba kupię opakowanie normalnej pojemności.
3. Essence, Fix&matte, transparenty puder sypki, 15,5 g. Dzielnie służył mi przez 2 lata! Dobry, byłam bardzo zadowolona. Teraz kupiłam jednak coś innego.
4. Ziaja, Krem na dzień i na noc do cery suchej i zmęczonej z bio olejkiem z awokado, 75 ml - zużyłam drugi słoiczek, byłam zadowolona, aczkolwiek cera na drugi słoiczek reagowała już trochę gorzej, niż na pierwszy. Na razie robię od niego przerwę.
5. Avon, Planet Spa, Rewitalizująca maseczka Chiński żeń-szeń, 75 ml - fajna, przyjemna w korzystaniu, ale na razie będę próbować inne.
6. Avon, Naturals, Żel pod prysznic, malina i hibiskus, 200 ml - pięknie pachniał, przyjemny w stosowaniu, ale niewydajny, starczył na niecałe 3 tygodnie. Za 4 zł, tak jak ja go kupiłam, może być, więcej bym nie dała.
7. Avon, Foot Works, Chłodzący balsam do stóp, Sorbet z papai, 75 ml - pięknie pachnie, ale słabo chłodzi i w ogóle nie nawilża, wręcz trochę wysusza. Niestety mam jeszcze jedną tubkę ;)
8. Green Pharmacy, Eliksir ziołowy do włosów wzmacniający, przeciw wypadaniu, 250 ml, super, porcja baby hair na głowie dzięki niemu, zostawiam sobie świetną buteleczkę.
9. Alterra, olejek pomarańcza i brzoza, 100 ml - bardzo przyjemny, pięknie pachniał. Zużyłam praktycznie cały do wyrobu domowego pilingu. Denerwująca była tylko pompka, strzelająca daleko olejkiem ;) może kupię ponownie, na pewno wypróbuję inne zapachy.
10. Alverde, Szampon przeciwłupieżowy Heilerde (Ziemia lecznicza), 200 ml - super, w razie potrzeby na pewno sięgnę po niego ponownie.
Dwa wyrzutki-lakiery, tym razem niewykończone:
11. Golden Rose with Protein, nr 246 - zużyłam prawie pół buteleczki, ale już się zestarzał, a że mam inny podobny, to go nie będę ratować.
12. Golden Rose with Protein, nr 327 - zielony neon to na pewno nie mój kolor, ten wygrałam w którymś rozdaniu. Próbowałam nim malować paznokcie dwa lub trzy razy. Potwornie smuży, nie kryje nawet po 5 warstwach, więc ląduje w koszu, nie ma sensu się męczyć.
13. Dove Hair therapy, Anti-Spliss Expert, kuracja przeciw rozdwajaniu się, próbka 8 ml starczyła na 5 użyć, ale nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. Włosy były jakby suche w dotyku. Nie kupię na pewno.
Szczęśliwa trzynastka :) Jestem zadowolona ze zużyć. Oby tak dalej :)
czwartek, 26 czerwca 2014
Lubię (coraz bardziej :) ) maseczki :) Avon Planet Spa Chiński żeń-szeń
Regularne stosowanie maseczek wychodzi mi coraz lepiej, powoli jest to też widoczne w stanie mojej cery. Jeszcze nie jest idealnie, ale różnicę już zauważam :) Czy widoczna na zdjęciu maseczka przyczyniła się do poprawy cery po zużyciu niemal całego opakowania?
Avon w zeszłym roku (?) zmienił szatę graficzną serii Planet Spa. Dzięki temu konsultantki mogły w akacjach wyprzedażowych zamawiać maseczki w starych opakowaniach po bardzo okazyjnych cena. Rewitalizująca maseczka Chiński żeń-szeń kosztowała mnie około 5 zł. W katalogach ostatnimi czasy można maseczki Planet Spa spotkać w cenach promocyjnych za ok. 10 zł. Opakowanie zawiera 75 ml kosmetyku, przychodzi do nas zapakowane w ładny kartonik. Na kartoniku znajdziemy skład:
Według producenta maseczka ma usuwać zanieczyszczenia i przesuszony, martwy naskórek, pozostawiać skórę świeżą i pełną energii, z poprawioną strukturą ;) Jest to maseczka typu peel-off, którą należy wg informacji na opakowaniu pozostawić do wyschnięcia na 20 minut i następnie ściągnąć.
Maseczka jest gęsta, ale łatwo ją wycisnąć z tubki i nałożyć na twarz, nie przysparza też większych problemów przy zmywaniu jej z dłoni. Ma bardzo przyjemny, dość intensywny, ale relaksujących zapach, kojarzący mi się trochę z męską wodą toaletową ( a ja lubię męskie perfumy :D ) bądź z imbirem. Należy nałożyć na twarz dość grubą warstwę, żeby maseczka ładnie połączyła się na całej twarzy, dzięki czemu łatwo ją będzie później zdjąć w jednej części. Muszę przyznać, że przez tą dość obfitą aplikację stosunkowo szybko się zużywa. Co istotne, maseczka wysycha na twarzy nie w 20 minut, jak sugeruje Avon, a co najmniej 40 minut, co dla mnie jednakże nie jest problemem - nakładam na twarz i relaksuję się przed komputerem w blogosferze :)
Po całkowitym wyschnięciu ściągnięcie maseczki nie stanowi żadnego problemu. Skóra jest mięciutka, odświeżona i nawilżona, spokojnie mogłabym pominąć wieczorną aplikację kremu do twarzy. Pory wydają się trochę oczyszczone, ale jest to oczyszczenie raczej powierzchowne. Ogólnie jednak jestem z tej maseczki dość zadowolona i w cenie promocyjnej ok. 10 zł mogę ją spokojnie polecić.
Lubicie Avonowe maseczki do twarzy? Pozdrawiam!
wtorek, 24 czerwca 2014
Lubie DM! A Alverde?
Zaraz po tym, jak skończył się bardzo lubiany przeze mnie żel do mycia twarzy z Balei sięgnęłam
po kolejny nabytek z drogerii DM - żel do mycia twarzy przeznaczony do
cery normalnej i mieszanej z linii Aqua z algami morskimi marki Alverde.
Marka Alverde jest tą teoretycznie lepszą marką własną DM, mającą
faktycznie dobre, naturalne składy. W związku z tym byłam bardzo
ciekawa, jak sprawdzi się u mnie ten kosmetyk. Tubka 150 ml kosztuje ok.
2,25 euro.
Opakowanie ma typowy dla Alverde, bardzo przyjemny design, tubka jest miękka i stabilna. Ze względu na bardzo leistą konsystencję żelu na pewno nie będzie problemu z wyciśnięciem go do ostatniej kropli, bez kłopotliwego rozcinania opakowania.
Żel, jak wspomniałam, ma bardzo rzadką, niemal wodnistą konsystencję, jest całkowicie przezroczysty - plus za to, że nie użyto niepotrzebnie żadnych barwników. W kontakcie ze skórą zamienia się szybko w przyjemną mięciutką pianę, którą łatwo rozprowadzić po twarzy. Korzystanie z żelu byłoby zatem bardzo przyjemne, gdyby nie potwornie alkoholowy zapach. Nie ma w nim nic z "wodnej", czy też algowej świeżości, tylko czysta wóda :/ No ale w większości jestem w stanie na szczęście takie zapachy przetrzymać.
Alkohol będący na drugim miejscu w składzie na szczęście nie wysuszył mi buzi, skóra nie jest też raczej po nim ściągnięta. Niestety nie zauważyłam po nim jakiegoś super oczyszczenia, owszem skóra była odświeżona, ale mimo wszystko wydaje mi się, że w tej kwestii trochę lepiej sprawdzała się wspomniana już Balea. Żel jest przy tym jak dla mnie okropnie niewydajny, zaczęłam go używać dokładnie pierwszego maja i zapewne wykończę go teraz do końca czerwca. Gęstszy i niemal połowę tańszy żel Balei o tej samej pojemności starczył mi na pół roku.
Żel ten nie zniechęcił mnie do dalszego poznawania produktów Alverde, ale zapewne do niego już więcej nie sięgnę. Macie jakieś ulubione żele do mycia buźki? Pozdrawiam!
Opakowanie ma typowy dla Alverde, bardzo przyjemny design, tubka jest miękka i stabilna. Ze względu na bardzo leistą konsystencję żelu na pewno nie będzie problemu z wyciśnięciem go do ostatniej kropli, bez kłopotliwego rozcinania opakowania.
Żel, jak wspomniałam, ma bardzo rzadką, niemal wodnistą konsystencję, jest całkowicie przezroczysty - plus za to, że nie użyto niepotrzebnie żadnych barwników. W kontakcie ze skórą zamienia się szybko w przyjemną mięciutką pianę, którą łatwo rozprowadzić po twarzy. Korzystanie z żelu byłoby zatem bardzo przyjemne, gdyby nie potwornie alkoholowy zapach. Nie ma w nim nic z "wodnej", czy też algowej świeżości, tylko czysta wóda :/ No ale w większości jestem w stanie na szczęście takie zapachy przetrzymać.
Alkohol będący na drugim miejscu w składzie na szczęście nie wysuszył mi buzi, skóra nie jest też raczej po nim ściągnięta. Niestety nie zauważyłam po nim jakiegoś super oczyszczenia, owszem skóra była odświeżona, ale mimo wszystko wydaje mi się, że w tej kwestii trochę lepiej sprawdzała się wspomniana już Balea. Żel jest przy tym jak dla mnie okropnie niewydajny, zaczęłam go używać dokładnie pierwszego maja i zapewne wykończę go teraz do końca czerwca. Gęstszy i niemal połowę tańszy żel Balei o tej samej pojemności starczył mi na pół roku.
Żel ten nie zniechęcił mnie do dalszego poznawania produktów Alverde, ale zapewne do niego już więcej nie sięgnę. Macie jakieś ulubione żele do mycia buźki? Pozdrawiam!
niedziela, 22 czerwca 2014
Lubię Green Pharmacy! Czyli cierpliwość popłaca...
Jako dziecko miałam pięknego, spektakularnie grubego warkocza. Niestety wraz z dojrzewaniem włosy mi się bardzo mocno przerzedziły, nie pomogli na to dermatolodzy, endokrynolodzy, litry wcierek i leków na receptę. Musiałam się pogodzić z tym, że nie mam już tak pięknej fryzury. Wraz z zwiększającym się zainteresowaniem kosmetykami zaczęłam już sama świadomie (nie przez Mamę czy lekarzy) sięgać po odżywki i inne mazidła. Bardzo zadowolona byłam z efektów, które przyniosła mi pierwsza kuracja Jantarem. Druga, po kilku miesiącach nie zakończyła się już tak spektakularnie, a ja sięgnęłam po wcierkę, którą otrzymałam od koleżanki. Tak o to, na początku zupełnie nie regularnie, zaczęłam używać dzisiejszego bohatera.
Eliksir ziołowy do włosów wzmacniający, przeciw wypadaniu Green Pharmacy mieści się w sporej, 250-mililitrowej buteleczce, która wg informacji na Wizażu kosztuje ok. 8 zł. Flaszka jest plastikowa, podobnie jak lubiane przeze mnie szampony tej marki utrzymana jest w stylu aptecznym. Mimo swoich gabarytów jest zadziwiająco wygodna w trzymaniu. Również spray/ dozownik spisuje się bez zarzutów, nie zacina się, dozuje dość dużą, ale odpowiednią ilość płynu w zamierzone miejsce, nie rozchlapuje wcierki po całej łazience. Pod koniec stosowania jest trochę trudniej z psikaniem, ale trzymając butelkę w pozycji pionowej można dalej swobodnie aplikować. Butelka jest na tyle funkcjonalna, że na pewno ją sobie zostawię. Płyn jest całkowicie przezroczysty, ma przepiękny, choć bardzo delikatny i nieutrzymujący się niestety na włosach zapach.
Jak widać wyżej skład cieszy oko, dlatego z chęcią po ten preparat sięgam. Mam go od października, przyznaję się bez bicia, że na początku używałam bardzo nieregularnie. Koło grudnia/stycznia zaczęłam używać go codziennie, później również w trochę zwiększonej ilości (i wtedy zaczęłam dostrzegać największe efekty), teraz aplikuję go co 2-3 dni. Co istotne, stosuję go trochę inaczej, niż zaleca producent. Jako że myję włosy codziennie rano, gdyż dość szybko się przetłuszczają (a w czasach kofeinowej Balei Professional było to przetłuszczanie się wręcz chorobliwe) i to przetłuszczanie jest taką moją małą fobią, spryskuję skórę głowy preparatem tylko wieczorem, krótko go wmasowując. W ogóle nie stosuję go na długość włosów.
A jakie są efekty? Można je zobaczyć na pierwszym zdjęciu, po jakichś dwóch-trzech miesiącach pojawiło się dość dużo baby hair, szczególnie widocznych na skroniach, ale przez przedziałek też się przebijają :) Wypadanie włosów się zmniejszyło, choć nie zostało całkowicie zahamowane (wiadomo, że mają na to wpływ także inne czynniki). Eliksir nie wpływa moim zdaniem negatywnie na obciążenie czy przetłuszczanie się włosów, jest łagodny dla skóry głowy, nawet wydaje mi się, że koi moje epizodyczne problemy z łupieżem.
Mimo wszystko na razie nie sięgnę po niego ponownie. Mam w zapasie jeszcze dwie buteleczki Jantara, którym po dłuższej przerwie z chęcią dam ponownie szansę (korzystając z pomocy tej buteleczki GP :) ), a później na pewno zamówię wreszcie wcierki Babuszki Agafii. Ten kosmetyk polecam jednak wszystkim, którzy chcieliby spróbować tej taniej alternatywy dla rosyjskich ziołowych hitów - ja jestem zadowolona, no i nauczył mnie też cierpliwości ;)
Miałyście okazję stosować? Co stosujecie przeciwko wypadaniu włosów? Pozdrawiam!
czwartek, 5 czerwca 2014
Lubię pistacje i czekoladę! Świetne masło z wielkim "ale"
Lubię pistację i czekoladę, bardzo. Ale wiadomo, że nic w nadmiarze nie jest korzystne ;) Na to masło Farmony, a przede wszystkim na jego zapach miałam długo ochotę, ale skusiłam się na nie dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam je w CND w Rossmannie (w zeszłym roku). Solidne, plastikowe opakowanie o pojemności 225 ml kosztowało mnie wówczas ok. 7-8 zł.
Skład: Aqua, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Ethylhexyl Stearate, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Glycerin, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Glyceryl Stearate, Parfum, Cyclopentasiloxane, Cera Alba (Beeswax), Theobroma Cacao Seed Extract, Sodium Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Isohexadecane, Polysorbate 80, Propylene Glycol, Pistachia Vera Seed Extract, Dimethicone, Xanthan Gum, Disodium EDTA, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Benzyl Alcohol, Benzyl Benzoate, Limonene, BHA, CI 19140, CI 14720, CI 42090.
(na chwilę obecną na Wizażu jest inny skład, więc możliwe, że w międzyczasie się zmienił).
Na składach się nie znam, ale na drugim miejscu masło shea, później inne ekstrakty, ale po koniec też i jakieś parabeny, więc taki trochę misz-masz.
Co do działania i ogólnego wrażenia, masło ma konsystencję faktycznie masła, jest bardzo gęste. Nakładając je na skórę trochę się trzeba pomasować, ale dzięki temu skóra jest później faktycznie miękka i wypielęgnowana. Działanie jak najbardziej ma na plus, ale nie kupię go więcej, bo...
zapach zabija! Na pierwszego niucha jest fantastyczny, naturalny, faktycznie ciemna czekolada lekko przełamana pistacjami (chociaż orzechy są słabo wyczuwalne). Aromat jest jednak tak potwornie intensywny i długotrwały, że jak za pierwszy razem nałożyłam go zadowolona na całe ciało, to nie mogłam zasnąć przez kilka ładnych godzin. Co więcej, zapach masła zmienia się pod wpływem ciepła ciała, podobnie jak zmienia się zapach pogrzanego, rozpuszczonego masła, wiecie o co chodzi? bleee...
Właśnie przez zapach przez zimę i wczesną wiosnę używałam go tylko od pasa w dół, jak najdalej od nosa ;) Szkoda bo działanie faktycznie przyjemne. Na chwilę, ze względu na coraz cieplejszą aurę używam go jako kremu do stóp. Sprawdza się dobrze, skóra jest przyjemna w dotyku, zmiękczona, a zapach tak bardzo nie przeszkadza.
Odechciało mi się na długo kosmetyków o czekoladowych aromatach, a ewentualnie zainteresowanym Dziewczynom poleciłabym wypróbowanie zapachu raczej w wersji żelu pod prysznic ;)
Miałyście okazję stosować? Pozdrawiam!
poniedziałek, 2 czerwca 2014
Lubię H&M! Nail Polish Taupe
Tak naprawdę to nie jestem jakąś wielką fanką H&M ;) Ale ich lakiery bardzo lubię :)
Taupe jest ze mną już prawie trzy lata. (Znowu) urocza buteleczka o pojemności 7 ml kosztowała ok. 5 zł. Biorąc uwagę dobrą jakość lakieru to świetny interes ;)
Kolor to bardzo jasny beż, delikatny, elegancki, idealny do biura ;) Lakier jest bezproblemowy w aplikacji, całkowicie kryją dwie warstwy, co, jak na tak jasny kolor, jest moim zdaniem świetnym wynikiem. Nie bąbelkuje, nie smuży, ładnie błyszczy. Końcówki ścierają się u mnie w trzecim dniu (a pracuję 8 godzin przy kompie, klepiąc w klawiaturę ;) ), przy czym przez odcień nie jest to bardzo zauważalne. Poza tym zmywa się bezproblemowo. Żeby wszystkie lakiery takie były... ;)
Lubicie takie "bezpieczne" kolory? Pozdrawiam!
Subskrybuj:
Posty (Atom)