Obserwatorzy

wtorek, 30 lipca 2013

Lubię recenzować! Himalaya Herbals Delikatnie złuszczający morelowy scrub

Jakoś pociągają mnie kosmetyki Himalaya, a nigdzie nie mogę na nie trafić. Zaczęło się od słynnej ziołowej pasty do zębów (która na szczęście jest już dostępna w Rossmannie). Jak więc kilka miesięcy temu zobaczyłam w hipermarkecie Real regalik z nowościami - kosmetykami Himalaya w promocyjnej cenie - wiadomo było, że coś wybiorę. Do koszyka wpadł ten oto Delikatnie złuszczający morelowy scrub. Cena promocyjna była bardzo zachęcająca - 9,90 zł za tubeczkę 75 ml (niestety nie pamiętam ceny regularnej).


Oto, co producent obiecuje na opakowaniu:
"Peeling głęboko oczyszcza skórę twarzy, pobudzając wzrost nowych komórek. Pozostawia skórę miękką, świeżą i promienną. Preparat zawiera ziarna z pestek moreli, które delikatnie ścierają z powierzchni skóry twarzy wszelkie zanieczyszczenia, usuwając martwe komórki i zaskórniki. Olej z kiełków pszenicy, który jest bogatym źródłem witaminy E, głęboko nawilża skórę, a ekstrakt z jabłek odżywia ją. Główne składniki: morela i olejek z kiełków pszenicy. Neutralne pH. Odpowiedni do każdego rodzaju cery."

Skład: aqua, pyrus malus fruit extract, stearic acid, isohexadecane & C9-C16 isoparaffin, cetyl alcohol, pranus armeniaca seed powder, juglans regia shell powder, sorbitan stearate & sucrose cocoate, triticum vulgare germ oil, carbomer, triethanolamine, phenoxyethanol, methylparaben, propylparaben, tocopheryl ecetate, disodium EDTA, fragrance, flavour.




Scrub jest faktycznie delikatny (wcześniej używałam peelingu z avonowej cerii Clearskin, więc różnica jest oczywista ;) ), aczkolwiek faktycznie czuć działanie peelingujące. W delikatnej kremowej konsystencji zanurzonych jest bardzo dużo drobinek pestki moreli, które wykonują lekki masaż. Kosmetyk łatwo zmywa się z twarzy, pozostawiając ją wygładzoną i odświeżoną. Zapach ma bardzo delikatny, morelowy.

W porównaniu z Avonem to używając go nie czuję tego chemicznego, porażąjącego wręcz odświeżenia ;) jednak te alkohole i parabeny w składzie brzmią trochę niepokojąco (może niepotrzebnie, bo się w końcu nie znam na składach). Myślę, że nadawałby się też dla osób z bardziej wrażliwą cerą.

Ja jestem z niego zadowolona, mimo że lubię takie prawdziwe zdzieraki. Szkoda, że kosmetyki Himalaya jak nagle pojawiły się w sieci Real, tak szybko z jej oferty zniknęły i poza sklepami naturalnymi, w których ceny są dość wysokie, tak ciężko je dostać stacjonarnie. Ale może kiedyś wreszcie skuszę się na zamówienie przez internet.

Używałyście kosmetyków firmy Himalaya Herbals? Pozdrawiam!

poniedziałek, 29 lipca 2013

Lubię konkursy! Rozdanie u Igraszek kosmetycznych

Nie wziąć udziału w tym rozdaniu to grzech! Rozdanie na więcej niż bogato, wszystkie nagrody cudowne. Próbuję... A Wy?


poniedziałek, 22 lipca 2013

Lubię oglądać! Agnieszka Holland w 20m2 Łukasza

Nie jest to co prawda najświeższy odcinek internetowego talk-show, ale obejrzałam go dopiero właśnie przed chwilą. Świetny wywiad, Agnieszka Holland należy do tych osób, które według mnie mają zawsze coś ciekawego i przede wszystkim wartościowego do powiedzenia. Myślę, że mój pogląd na świat jest bardzo podobny do Jej. Polecam obejrzeć!

 



środa, 17 lipca 2013

Lubię malować paznokcie! Ale czasem nie umiem się zdecydować ;)



Macie czasem tak, że nie umiecie się zdecydować, jakim lakierem tym razem pomalować paznokcie? Ja miewam tak dosyć często ;) i raz, w czasie pięknej, letniej pogody, z powodu mojego niezdecydowania powstało takie coś. I od tamtej pory gości to na moich paznokciach stosunkowo często :)


Połączenie pastelowych kolorów z jednej strony nie rzuca się jakoś intensywnie w oczy (chociaż to nie jest tak, że nie zwraca na siebie uwagi), ale z drugiej wprowadza dużo świeżości i jest bardzo wesołe :) Wielu znajomym się podoba. Wydaje mi się, że znalazłam wśród moich lakierów idealne połączenie :)


A występują od lewej:
Wibo Express growth, nr 350
H&M Nail polish, Taupe
Golden Rose Paris, nr 221
Essence You Rock! 03 Kings of mints
Golden Rose with Protein, nr 246


Wśród nich lakiery Essence i H&M to jedni z moich ulubieńców ever. Oba lakiery są świetnej jakości, niedrogie, niestety są już od dawna niedostępne w sprzedaży.


 Jak Wam się podoba? Mnie owszem :) i dlatego często stosuję ten patent, to takie moje pastelowe skittles :) Pozdrawiam!









piątek, 12 lipca 2013

Lubię słuchać! Richard Bona...

... Eyala

 "My mother always told me that if you talk to people you can find a solution to any problem. Each time people fight it's because they did not talk. Eyala is a plea for communication. Men aren't always great commnunicators: that's why there are wars, guns rather than words." (z komentarzy pod filmem)


Przyjemnego słuchania! Dobranoc!

czwartek, 11 lipca 2013

Lubię herbatę! Japan Bancha Goji

Moje koleżanki wiedzą, że lubię herbatę i wszelkie herbaty są u mnie zawsze mile widziane. Dostałam zatem od dwóch z nich upominek w postaci torebeczki herbaty ze sklepu Five o'clock oraz zaparzacza ze sklepu Duka. Prezent super, bardzo mi się podoba, zresztą należę do osób, które zawsze są bardzo szczęśliwe, jeśli coś dostaną, a ktoś pamięta :)

morguefile.com

W tym jednak przypadku jednak pokażę Wam oba produkty, by raczej nie zachęcić do ich zakupu. Dlaczego?


Jak nazwa wskazuje, Japan Bancha Goji to herbata zielona z dodatkiem jagód. Faktycznie po otwarciu torebeczki wydobywa się bardzo przyjemny, soczysty zapach i ma się ochotę jak najszybciej zdegustować go w herbacianej formie. Duże, nieźle wyglądające liście też wydają się zapowiedzią przyjemnego naparu.


Niestety, po zaparzeniu otrzymujemy napar, który owszem, ma aromat jagodowy, ale smakuje de facto prawie wodą, herbaty czuć bardzo słabo. Duże rozczarowanie, piłam już niejedną herbatę z tego sklepu i zawsze byłam zadowolona. No ale mówi się trudno, taka sytuacja zawsze może się zdarzyć.

Na zdjęciu poniżej widoczny jest także zaparzacz z Duka. Słodka, bardzo efektowna truskawa, robi fajne wrażenie na wszystkich. Niestety stwierdzam, że nie jest zbyt praktyczna - ma za mało zbyt niewielkich otworków, przez co aromat nie za bardzo się z niej ulatnia (od razu prostuję w kwestii herbaty - zaparzałam ją również normalnie, bez żadnych przyrządów, efekt ten sam). Poza tym jest bardzo duża, gdy nalewamy wodę do kubka, a ona jest w środku, to później po jej wyjęciu okazuje się, że kubek jest tylko w połowie pełny - tyle miejsca zajmuje. O wiele lepiej sprawują się tradycyjne metalowe zaparzacze.


Nie chcę wyjść tutaj na zrzędę, która jest niezadowolona z prezentu. Prezent jest trafiony w moje gusta, cieszę się, że moje koleżanki, wiedzą, co lubię. Zawsze też lubię wypróbować coś nowego. Chciałam tylko przestrzec przed ewentualnym zakupem gadżetu, który nie do końca jest praktyczny, no a herbata to oczywiście indywidualna kwestia smaku.

Pozdrawiam!

środa, 10 lipca 2013

Lubię recenzować! Balea szampony

Że w Polsce nie ma drogerii DM... Sieć ta, moim zdaniem, posiada o wiele ciekawszy asortyment niż Rossmann (chociaż możliwe, że na opinię tę trochę wpłynął jednak właśnie fakt, że jej nie ma w Polsce) i też raczej przystępniejsze ceny. No i można tam zakupić produkty marek Balea, Alverde, P2 itp. Ach och! ;)

Jeśli chodzi o Baleę, to posiadam w tej chwili m.in. ich dwa szampony. Wiem, że wiele dziewczyn zamawia produkty Balei bądź u znajomych/rodziny, którzy akurat jadą do Niemiec, bądź przez internet, mają więc może i szansę zetknąć się z tymi produktami. Co ja o nich sądzę? :)


Niewątpliwą zaletą produktów Balea jest ich cena. Szampony te w DM w Niemczech kosztują 65 centów! W ogóle kosmetyki w Niemczech są tańsze niż w Polsce, no i jak mała dziewczynka tupię teraz nogą, że to też jest niesprawiedliwe :( ;) Szampony z tej serii mają pojemność 300 ml, fajnie się pienią i są przez to bardzo wydajne.

Na zielonym szamponie jest napisane: Szampon witalizujący, Rozmaryn + Melisa, do włosów normalnych i lekko przetłuszczających się (czyli moich, nielicząc końcówek, które mam zwykle trochę przesuszone). Świeża ziołowa formuła, bez sylikonów. Czy jest faktycznie bez sylikonów, to ja się nie znam ;) Oto skład dla zainteresowanych (ech melisa i rozmaryn w zasadzie na szarym końcu):


Na etykietce z tyłu producent pisze, że jest to szampon przeznaczony to użytku codziennego, delikatnie, ale dokładnie oczyszcza włosy, reguluje naturalną równowagę nawilżenia przeciwdziałając zbytniemu przetłuszczaniu się. Włosy mają się po nim ładnie błyszczeć i być wypielęgnowane dzięki witaminie B3 i prowitaminie B5.

Dość dużo i ładnie popisane o szamponie, ale trzeba przyznać, że moje u nasady skłonne do przetłuszczania włosy fajnie na niego reagują. Co prawda moim zboczeniem jest ich codzienne mycie, ale jeśli akurat wiem, że przez cały dzień nie wyjdę z domu, to przy tym szamponie jestem w stanie wytrzymać bez mycia cały kolejny dzień, a to dużo. Czy je jakoś szczególnie pielęgnuje, to trudno stwierdzić, na pewno im nie szkodzi, mogę również sobie pozwolić na nienakładanie odżywki.

Szampon ma bardzo przyjemny, ziołowy zapach, fajną konsystencję, przezroczystą (ktoś mi kiedyś powiedział, że po tym się poznaje, czy szampon ma w sobie silikony, jeśli jest taki kremowo-perłowo-błyszczący, to ma, jeśli przezroczysty, to nie ma; słyszałyście kiedyś o czymś takim?), lekko zieloną barwę.


Drugi szampon natomiast dostałam w spadku po koleżance, której akurat nie podpasował. Butelka była niemal pełna, a teraz jest jej mniej niż połowa, więc też mogę się wypowiedzieć na jego temat.


Szampon ten to Szampon codzienny, malinowy, do każdego rodzaju włosów, bez sylikonów, "upajające zapachowe przeżycie" (kocham te niemieckie poetyckie opisy ;) ). Jest to edycja limitowana (z tego, co się orientuję, to drugi wariant limitki, to zapach jagodowy).

Z tyłu na etykietce producent zapewnia o rozpieszczającym włosy ;) ekstrakcie z malin (z tego co widzę, to te maliny są znowu na przedostatnim miejscu w składzie heh). Pielęgnująca formuła z bogatymi eksraktami ma witalizować włosy i skórę głowy. Zawiera kompleks odbudowujący z witaminą B3 i B5.


Poza tym jest tam ładnie napisane, że "pyszny zapach malin oczarowuje zmysły i twoje włosy konkurują w błyszczaniu ze słońcem" (LOL, po niemiecku jest to tak pięknie napisane ;) ). Zapach faktycznie ładny (a ja nie przepadam jakoś szczególnie za malinowymi kosmetykami). Konsystencja podobna, jak w przypadku zielonego szamponu, tylko kolor ma intensywniejszy.


Na niego również moje włosy dobrze reagują, aczkolwiek nie użyłabym w jego przypadku tak poetyckiego języka ;)

Oba szampony to po prostu dobre, porządne szampony, które fajnie oczyszczają i nie niszczą włosów. Nigdy się sama nie oszukiwałam, że szampon sam w sobie mógłby jakoś odbudować włosy, ale te produkty bardzo przypadły mi do gustu, a biorąc jeszcze pod uwagę pojemność i cenę są naprawdę godne polecenia (chociaż jak ktoś szuka lepszych składów, to pewnie Alverde było by lepszym pomysłem ale ich produków jeszcze nigdy nie stosowałam). Te to takie pewniaki. Czy sprawię je sobie ponownie? Jeśli chodzi o szampon malinowy, to raczej nie, jako że to limitowanka, bardziej, jeśli wyjdzie jakiś nowy, fajnie zapowiadający się sezonowy zapach. W przypadku szaponu ziołowego jest to już bardziej prawdopodobne. Na pewno chciałabym wypróbować jeszcze szampony z innych serii Balea.

Miałyście okazję stosować kosmetyki niemieckie? Macie swoich ulubieńców? Pozdrawiam!

wtorek, 9 lipca 2013

Lubię malować paznokcie! Wspomnień czar - Wibo różane

Wygrzebałam w mojej kosmetyczce z lakierami tych oto trzech osobników, o których już dość dawno zapomniałam. Pogoda ładna, to mnie naszło na takie letnie kolorki ;)


Lakierki kupiłam oczywiście pod wpływem blogowego szału wyprzedażowego, bodajże w wakacje 2012, kiedy to były w Rossmannie w cenie 1,29 zł albo 1,39 zł ;) W takiej cenie i w sumie kiedy wszyscy brali, to i mnie żal było nie wziąć ;) taki chwilowy kaprys, bo gdy były w normalnej ofercie wcale na nie nie zwracałam uwagi. Przede wszystkim design nie jest dla mnie zachęcający.

Kolory, jak widać na zdjęciu, mam trzy: od lewej: brzoskwiniowo-różowy nr 8, róż z fioletowym shimmerem nr 6 i róż-barbi ;) nr 5. Tak jak różne kolory, tak i różna jakość lakierów - najlepiej sprawuje się nr 6, nr 8 też daje radę, nr 5 jest natomiast średni - rozlewa się po paznokciu, no i to też w sumie taki "majtkowy" kolor.


Dzisiaj pomalowałam sobie paznokcie właśnie brzoskwiniowym różem. Ładnie błyszczy, dość szybko wysechł. Moja uwielbiająca hipopotamy koleżanka stwierdziła, że to kolor pazurków hipciów z kreskówek ;) takie sympatyczne skojarzenie, aczkolwiek kolor dość szybko traci świeżość, na drugi, maksymalnie trzeci dzień nadaje się do zmycia.


W sumie to takie kiczowate produkty ;) no ale na wakacyjną porę mogą być. Ich największą wadą jest zdecydowanie "woń" różana, okropna i niestety długotrwała. Naprawdę zwykły, po aplikacji szybko ulatniający się zapach lakieru jest lepszy, niż to cudo.

Ile to można napisać o takim starym produkcie heh ;)

Macie jeszcze te lakiery? Czy już poszły w odstawkę? Pozdrawiam!

czwartek, 4 lipca 2013

Lubię czytać! Koniec jest moim początkiem Tiziano Terzaniego

"Koniec jest moim początkiem"
org. La fine e il mio infizio
Tiziano Terzani
opracował Folco Terzani
przełożyła Iwona Banach
Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2010
Seria Naokoło świata
Liczba stron: 576


Są takie książki, które robią wrażenie. Może brzmi to banalnie, ale tak jest. Już w trakcie lektury wie się, że to tekst pod jakimś względem wyjątkowy. Taką świadomość miałam czytając "Koniec jest moim początkiem" Tiziano Terzaniego (-> wikipedia).



Książka rozpoczyna się listem Terzaniego do syna Folca z propozycją przeprowadzenia niezwykłego projektu. Tiziano wie, że jego czas się kończy i w związku z tym zaprasza Folca do rozmów, w trakcie których syn będzie mu mógł zadać wszelkie pytania, które zawsze go nurtowały. W ten sposób powstaje zapis wspaniałych konwersacji o życiu niezwykłego dziennikarza. Tiziano opowiada najpierw o swoim dzieciństwie, o tym, jak wyrwał się z biednej rodziny na studia, poznał matkę Folca i rozpoczął fantastyczną karierę i niesamowite, dalekie podróże. W rozmowach wątki osobiste przeplatają się z ważnymi wydarzeniami historycznymi w azjatyckich krajach. W trakcie swej bogatej kariery i pracy dla Spiegla dziennikarz mieszkał między innymi w Chinach, Wietnamie, Japonii i Indiach i każdy z tych krajów na swój sposób wzbogacał i zmieniał jego życie, powodował jego wewnętrzną przemianę, zmianę poglądów, dojrzewanie i w końcu przygotowanie się na nadchodzącą śmierć.


Rozmowy czyta się doskonale. Zawarte w nich historie są niezwykłe, czasem śmieszne, czasem wzruszające, zawsze pouczające i wzbogacające. Wielki tom przeczytałam bardzo szybko, trochę żałując, że już się kończy. Na pewno w miarę możliwości sięgnę po książki-reportaże Terzaniego, np. "W Azji" czy "Powiedział mi wróżbita". Książkę polecam serdecznie, jestem pewna, że każdy, kto po nią sięgnie, będzie szczęśliwy, że na nią trafił.

środa, 3 lipca 2013

Lubię malować paznokcie! Rival de Loop High Gloss Nail Colour 28

Nie wiem, jak do tego doszło, ale w mojej małej kolekcji jest tylko jeden lakier p2, a kilka z Rival de Loop. Dziwne, bo to w końcu p2 wzbudza (zasłużenie) zachwyty i jest bardziej popularny. No ale jak już je mam i raz na jakiś czas stosuję, to mogę je również i Wam pokazać ;) Zważywszy na to, że złe nie są.


Rival de Loop High Gloss Nail Colour mam od dwóch lat, aczkolwiek widnieje on w dalszym ciągu na stronie niemieckiego Rossmanna, jest on zatem ciągle dostępny. Buteleczka ma pojemność 8 ml, kosztuje ok. 1,5 euro i, jak to w Rossmannie, bywa w promocji za około 1-1,1 euro ;) jeśli dobrze pamiętam.


Tym razem pomalowałam paznokcie numerkiem 28. Jest to przyjemna brzoskwinka. W buteleczce widoczny jest bardzo mocny srebrny shimmer, który jednak na paznokciach mocno delikatnieje, niemal znika. Lakier nie ma jednak kremowego wykończenia, trudno mi natomiast dokładnie stwierdzić, jakie ono jest ;) może minimalnie perłowe, gdyż widać delikatnie pociągnięcia pędzelka. Na zdjęciu 3 warstwy.


Kolor na początku ładnie błyszczy, na drugi-trzeci dzień nie wygląda już jednak tak świeżo i dlatego nie noszę go długo kilka dni pod rząd. Poza tym ta konkretnie sztuka stosunkowo szybko w porównaniu z innymi osobnika z tej serii, które mam, ściera się z końcówek i odpryskuje. Pozostałe osobniki RdL spisują się lepiej na moich paznokciach.

Miałyście doczynienia z lakierami Rival de Loop? Pozdrawiam!

poniedziałek, 1 lipca 2013

Lubię recenzować! Ziaja Med Krem redukujący podrażnienia trądzik różowaty


Od zawsze mam cerę problematyczną. Trądzik towarzyszy mi ciągle, mimo że mam 25 lat ech :( Raz jest lepiej, raz gorzej, no ale jednak w dalszym ciągu wyskakują jakieś niedoskonałości. Jakieś 3 miesiące temu stan skóry z niewiadomych względów nagle się pogorszył, wylazły mi stany zapalne, które niby się goiły, ale zostawiały po sobie kolejne niefajne ślady. Wówczas, po wcześniejszych poszukiwaniach w internecie, kupiłam w aptece Krem redukujący podrażnienia, 6 SPF, seria trądzik różowaty marki Ziaja Med. Zużyłam już około 2/3 opakowania, więc myślę, że mogę się wypowiedzieć na jego temat.



Trądziku różowatego co prawda, na szczęście, nie mam, ale wizja złagodzenia czewonych plam na twarzy wyraźnie na mnie podziałała. Z zakupem kremu nie było problemu, znalazłam go w pierwszej aptece, do której weszłam. Na dzień dobry zaskoczyło mnie bardzo ładne opakowanie, tubkę kremu 50 ml dostajemy w porządnym, ofoliowanym kartoniku. W środku znajduje się obszerna ulotka z informacjami o tym konkretym kremie oraz innych produktach z serii (niestety ulotkę wyrzuciłam, bo zakupiłam krem jeszcze przed założeniem bloga ;) ). Robi to naprawdę wrażenie porządnego kosmetyku, a to wszystko w cenie mniej niż 13 zł.

Ważniejsze jest jednak oczywiście działanie. Oto, co obiecuje producent:



I co najważniejsze - te obietnice w moim przypadku zostały spełnione! Co prawda trudno mi samej stwierdzić, czy bariera naskórkowa została wzmocniona, ale pozostałe punkty jak nabardziej się spełniły. Przede wszystkim krem powolutku, ale skutecznie rozjaśnił u mnie przebarwienia potrądzikowe (może nie w 100%, ale jest tak widoczna różnica, że kilka osób stwierdziło, że poprawiła mi się cera :) ). Po porannej aplikacji skóra bardzo długo pozostaje świeża, zauważyłam również, że pęknięte naczynka na nosie zbladły.


Oczywiście, krem nie zapobiega całkowicie nowym wypryskom, ale wydaje mi się, że jest ich mniej i szybciej się goją :)

Oto opis ze strony producenta:
Klinika Zdrowej Skóry
Lekka emulsja nawilżająca z wykorzystaniem ekologicznych surowców, bez kompozycji zapachowej.
ochrona niska SPF 6
PROFILAKTYKA TELEANGIEKTAZJI
- Wyraźnie wzmacnia barierę naskórkową.
- Obkurcza i uszczelnia ścianki naczynek krwionośnych.
- Działa rozjaśniająco na naskórek.
REDUKCJA ZMIAN TRĄDZIKOWYCH
- Hamując aktywność 5 a-reduktazy redukuje wydzielanie sebum. -
Skutecznie zapobiega zmianom grudkowo-krostkowym.
- Zmniejsza nadreaktywność gruczołów łojowych.
KOMPENSACJA
- Zapewnia skuteczną ochronę przed promieniowaniem UV.
- Daje wyraźny efekt łagodzenia podrażnień.
- Nawilża, zmiękcza oraz działa osłaniająco na nadmiernie wrażliwą skórę.

Produkt hypoalergiczny.
Dostępny tylko w aptekach.
- See more at: http://ziaja.com/ziaja-med/1965,krem-redukujacy-podraznienia#sthash.4GLc4XGj.dpuf
Klinika Zdrowej Skóry
Lekka emulsja nawilżająca z wykorzystaniem ekologicznych surowców, bez kompozycji zapachowej.
ochrona niska SPF 6
PROFILAKTYKA TELEANGIEKTAZJI
- Wyraźnie wzmacnia barierę naskórkową.
- Obkurcza i uszczelnia ścianki naczynek krwionośnych.
- Działa rozjaśniająco na naskórek.
REDUKCJA ZMIAN TRĄDZIKOWYCH
- Hamując aktywność 5 a-reduktazy redukuje wydzielanie sebum. -
Skutecznie zapobiega zmianom grudkowo-krostkowym.
- Zmniejsza nadreaktywność gruczołów łojowych.
KOMPENSACJA
- Zapewnia skuteczną ochronę przed promieniowaniem UV.
- Daje wyraźny efekt łagodzenia podrażnień.
- Nawilża, zmiękcza oraz działa osłaniająco na nadmiernie wrażliwą skórę.

Produkt hypoalergiczny.
Dostępny tylko w aptekach.
- See more at: http://ziaja.com/ziaja-med/1965,krem-redukujacy-podraznienia#sthash.4GLc4XGj.dpuf
Profilaktyka teleangiektazji:
- wyraźnie wzmacnia barierę naskórkową,
- obkurcza i uszczelnia ścianki naczynek krwionośnych,
- działa rozjaśniająco na naskórek.
Redukcja zmian trądzikowych:
- hamując aktywność 5 a - reduktazy redukuje wydzielanie sebum,
- skutecznie zapobiega zmianom grudkowo - krostkowym,
- zmniejsza nadreaktywność gruczołów łojowych.
Kompensacja:
- zapewnia skuteczną ochronę przed promieniowaniem UV,
- daje wyraźny efekt łagodzenia podrażnień,
- nawilża, zmiękcza oraz działa osłaniająco na nadmiernie wrażliwą skórę.


oraz dla zainteresowanych skład i substancje aktywne z wizaz.pl:
Substancje aktywne: trokserutyna, prowitamina B5 (D-panthenol), modyfikowana skrobia, kompleks proteinowo-cynkowy, fotostabilne filtry UVA i UVB, czysta escyna, alantoina

Skład: Aqua (Water), Octocrylene, Octyldodecanol, Cetearyl Ethylhexanoate, Glycerin, Aluminum Starch Octenylsuccinate, Butyl Methoxydibenzonylmethane, Cetearyl Glucoside*, Cetearyl Alcohol*, Dimethicone, Cyclopentasiloxane, Hydrogenated Coco-Glycerides*, Elaeis Guineensis (Palm) Oli*, Glyceryl Stearate Citrate, Methylene Bis-Benzotriazolyl Tetramethylbutylphenol, Sodium Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Isohexadecane, Polysorbate 80, Troxerutin, Allantoin, Saccharomyces/Zinc Ferment, Panthenol, Escin, Propylene Glycol, Sodium Polyacrylate, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Phenoxyethanol, Methylparaben, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Propylparaben, Diazolidinyl Urea
* - surowiec ECO-certyfikowany


Krem ma nietłustą, szybko wchłaniającą się konsystencję i ma barwę lekko cytrynową. Zapach bardzo delikatny, niemal niewyczuwalny.


Przed tym kremem zużyłam ok. 10 próbek po 5 ml Biodermy z serii Sebium i nie ma porównania. Ziaja wygrywa w przedbiegach! Bioderma pozostawia nieprzyjemne uczucie na twarzy, śmierdzi cifem i po kilkudniowym używaniu wysusza na wiór. A przede wszystkim nie pomogła mi przeciwko trądzikowi! Miło, że polski i w dodatku kilkukrotnie tańszy krem okazał się takim hitem :)


W tej chwili nie mam już takich potrzeb i w "lecie" (piszę w cudzysłowiu, bo cóż to za lato tego lata ech) używam kremu Ziaja na przemian z avonowym kremem koloryzującym (ma SPF 20, to bardziej się nadaje na słoneczne dni i wówczas zastępuje mi też podkład - skóra jest teraz w takim stanie, że mogę sobie na to pozwolić :) jak jest chłodniej i pochmurniej to używam Ziaję), ale na sezon jesienno/zimowy na pewno zaopatrzę się w kolejne opakowanie. Polecam spróbować wszystkim borykającym się z podobnymi problemami!


Długo nie miałam żadnych produktów firmy Ziaja, ale ostatnio kilka odkryłam i staję się jej coraz większą fanką :) A Wy? Polecicie mi coś z Ziaji? Pozdrawiam! lubię :)