Obserwatorzy
poniedziałek, 30 grudnia 2013
Lubię pożegnania ;) zużyte w listopadzie i grudniu 2013
Listopad w użycia był bardzo skromny, w związku z tym z "denkiem" poczekałam do grudnia, kiedy to "sypnęło" pełnymi opakowaniami. Oto co udało mi się wykończyć w dwóch ostatnich miesiącach:
1. Balea Feuchtigkeitsspülung Mango + Aloe Vera odżywka do włosów suchych i zniszczonych, 300 ml - bardzo wydajna, bardzo przyjemnie pachnąca, bardzo tania, bardzo dobrze działająca, bardzo wydajna ;) Taka "bardzo" odżywka, godna polecenia. Pisałam o niej trochę więcej w ulubieńcach wakacji. Na razie mam coś innego (zresztą po pół roku miała prawo mi się znudzić, mimo dobrego działania ;) ), ale może kupię ponownie.
2. Green Pharmacy Szampon do włosów osłabionych i zniszczonych Rumianek lekarski, 350 ml - jak lubię szampony Green Pharmacy, tak ten był taki sobie. Nie kupię więcej.
3. Alverde Delikatny peeling pod prysznic, 200 ml - kolejny produkt, po którym więcej się spodziewałam. Wolę zdecydowanie domowe peelingi. Nie kupię więcej.
4. Balea, Creme-Öl Dusche z olejem z owoców drzewa marula i proteinami mlecznymi, 250 ml - ostatnio ulubiony produkt pod prysznic :) W szufladzie czekają jeszcze dwa inne zapachy z tej serii, ale ten, najchętniej na kolejną jesień, może jeszcze kupię.
5. Ebelin, Zmywacz do paznokci bez acetonu, 200 ml - zwykły, ale dobry i nieniszczący paznokci zmywacz. Kupiłam ponownie.
6. Rival de Loop, High Gloss Nail Colour, lakier do paznokci w numerze 07, 8 ml - piękna, klasyczna czerwień, lakier dobry w obsłudze. Byłam bardzo zadowolona, ale mam w kolekcji jeszcze kilka czerwieni, więc nie wiem, czy kupiłabym ponownie.
7. Esprit, Best of style with silk extract, nr 219 Mango sorbet, 6 ml - świetny lakier! Piękny kolor, bardzo dobre właściwości. Nigdy nie kupiłam dwa razy tego samego lakieru, ale tu bym się mocno zastanawiała! Niestety jest już prawdopodobnie nigdzie niedostępny.
8. Bioderma Sebium, Antybakteryjny żel do mycia cery mieszanej i tłustej, próbka 10 ml - zużyłam kolejne trzy próbki, prawdopodobnie już ostatnie, ale możliwe, że jeszcze gdzieś zachomikowaną znajdę. Tych mini opakowanek zużyłam chyba ok. 10. Były przede wszystkim bardzo wydajne. Z właściwości byłam w miarę zadowolona, ale od jakiegoś czasu używam kilkukrotnie tańszego żelu do twarzy i jestem pod dużo większym wrażeniem (szczegóły za niedługo ;) ). Nie kupię.
9. Barwa, Siarkowa Moc, Maseczka antytrądzikowa z siarką, kaolinem i gliną wulkaniczną, saszetka 2 x 5 ml - starczyła na cztery użycia. Zaskoczył mnie jej bardzo przyjemny zapach. Właściwości pielęgnacyjne trudno ocenić po zaledwie czterech użyciach, ale dobrze się zapowiada. Może kupię ponownie.
Tyle zużyć, a tu zapasów wcale mniej ;) Jak u Was ze zużyciami na koniec roku? Używałyście któryś z tych produktów? Pozdrawiam!
Etykiety:
Alverde,
Balea,
Barwa,
Bioderma,
denko,
DM,
Esprit,
Green Pharmacy,
lakiery,
oczyszczanie twarzy,
odżywki do włosów,
peelingi,
pielęgnacja włosów,
Rival de Loop,
szampony,
żele pod prysznic
sobota, 28 grudnia 2013
Lubię nowości! w grudniu 2013
W listopadzie nowości w ogóle nie było :) po bogatym październiku miało ich już nie być do końca roku, ale jak to w praktyce wygląda, to wszystkie wiemy ;)
Porcję nowości zapewniła mi przede wszystkim Asia z bloga Face hair body care, a dokładnie wygrana w jej rozdaniu :) Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z rosyjskimi kosmetykami, będę je zatem z przyjemnością testować :)
Sama sobie również zrobiłam prezent Bożonarodzeniowy i zamówiłam wreszcie z Avonu Today, które od dawna mnie "korciły". Poza tym kończy mi się podkład, więc zamówiłam do tego Lekki podkład "Idealna cera" Ideal flawless z SPF20. Mama go używa i jest zadowolona, więc postanowiłam też spróbować.
Zakupy z mojej strony w sumie skromne, ale nowości i tak sporo :) W związku z tym przydałby się post w styczniu ;) Zobaczymy, jak wyjdzie :)
Pozdrawiam!
czwartek, 26 grudnia 2013
Lubię bardzo! w grudniu 2013
Czasem dwie, z pozoru odległe od siebie rzeczy idealnie do siebie pasują :) Tak jest w przypadku moich grudniowych ulubieńców :)
Naomi EDT to jeden z moich ulubionych zapachów. Stanowi dla mnie uosobienie aromatu jesieni i przyjemnie ociepla zimowy chłód.
Wizaż podaje następujące nuty składowe:
Zapach na mnie się nie rozwija, ale pachnie za to dość długo, na pewno kilka godzin.
15-mililitrową, cętkowaną buteleczkę przypominającą kobiece kształty posiadam już bardzo długo, na pewno dwa lata, ale używam go tylko jesienią i zimą, do ciepłych pór roku w ogóle mi nie pasuje. Myślę, że w najbliższym czasie dokończę tę śliczną flaszeczkę, ale przypuszczam, że postaram się ją zdobyć na przyszłą zimę :) Chłodniejsze pory roku chyba na zawsze będą mi się kojarzyć z tym aromatem :)
Do Naomi idealnie pasuje mi czerwony/bordowy lakier do paznokci, w tym przypadku to pokazywany już na blogu Manhattan 57U. Piękny kolor czerwonego wina niestety bardzo ciężką uchwycić na zdjęciu, w rzeczywistości jest jeszcze ciemniejszy.
Macie swoje ulubione jesienno-zimowe zapachy?
Pozdrawiam i życzę przyjemnego poświątecznego wypoczynku :)
Naomi EDT to jeden z moich ulubionych zapachów. Stanowi dla mnie uosobienie aromatu jesieni i przyjemnie ociepla zimowy chłód.
Wizaż podaje następujące nuty składowe:
nuta głowy: malina, cytryna, guawadla mnie Naomi pachnie jednak minimalnie, przyjemnie kwaśnym jabłkiem w karmelu. Idealnie wprost do skórzanej kurtki lub ciepłego płaszcza i wełnianego szalika :)
nuta serca: róża, lilia
nuta bazy: nuty drzewne, drzewo sandałowe, prażona kawa, toffi
Zapach na mnie się nie rozwija, ale pachnie za to dość długo, na pewno kilka godzin.
15-mililitrową, cętkowaną buteleczkę przypominającą kobiece kształty posiadam już bardzo długo, na pewno dwa lata, ale używam go tylko jesienią i zimą, do ciepłych pór roku w ogóle mi nie pasuje. Myślę, że w najbliższym czasie dokończę tę śliczną flaszeczkę, ale przypuszczam, że postaram się ją zdobyć na przyszłą zimę :) Chłodniejsze pory roku chyba na zawsze będą mi się kojarzyć z tym aromatem :)
Do Naomi idealnie pasuje mi czerwony/bordowy lakier do paznokci, w tym przypadku to pokazywany już na blogu Manhattan 57U. Piękny kolor czerwonego wina niestety bardzo ciężką uchwycić na zdjęciu, w rzeczywistości jest jeszcze ciemniejszy.
Macie swoje ulubione jesienno-zimowe zapachy?
Pozdrawiam i życzę przyjemnego poświątecznego wypoczynku :)
środa, 11 grudnia 2013
Lubię recenzować! Alverde Delikatny peeling pod prysznic
Mimo mojej wielkiej miłości do peelingu kawowego i postanowienia, że już więcej "kupnego nie kupię" trafił do mnie niedawno Łagodny peeling pod prysznic z Alverde. Produkt ma bardzo estetyczne, pociągające opakowanie, które, jak dla mnie, przynosi zapowiedź fajnej zawartości.
Producent zapowiada na opakowaniu przyjemną gładkość skóry, którą uzyskamy dzięki zatopionym w kosmetyku prawdziwym wiórkom kokosowym. Łagodne substancje myjące mają delikatnie oczyszczać skórę, bez efektu wysuszenia. Roślinna gliceryna, ekstrakty z kokosa i płatków lotosu mają odpowiadać za intensywną pielęgnację i przyjemne uczucie na skórze, a naturalne aromaty mają rozpieszczać zmysły.
Za wszystko odpowiadać ma naturalny, przyjemny dla oka skład:
Jak to natomiast wygląda w rzeczywistości? Opakowanie to, jak już wspomniałam, estetyczna, miękka tuba, wygodna, ale niestety woda łatwo i w dużej ilości nalewa się do nakrętki. Sam kosmetyk ma postać dość rzadkiego żelu, w którym zatopionych jest dość dużo wiórków kokosowych. Robi to dobre wrażenie, aczkolwiek działanie ścierające jest faktycznie delikatne. Niestety, ze względu na konsystencję, trzeba nabrać dużą ilość kosmetyku, przez co wydajność jest bardzo kiepska. Skóra mimo wszystko pozostaje jednak po użyciu miękka i wygładzona, co więcej - nawilżenie uzyskane po "zabiegu" wystarcza i nie muszę później używać balsamu.
Peeling, poza niewydajnością, ma dla mnie jeszcze jedną wadę - zapach. Kokos i lotos zapowiadało bardzo ładną kombinację, niestety mój wrażliwy skądinąd nos bardzo intensywnie wyczuwa nutę alkoholu, który, jak widać wyżej, jest na drugim miejscu w składzie. W związku z tym dla mnie osobiście używanie tego produktu jest tak sobie przyjemne.
Miałam trochę większe oczekiwania w stosunku do tego peelingu, jednak przyzwyczajona do działania kawy jestem trochę rozczarowana. Więcej już bym nie kupiła.
Słyszałyście o tym produkcie? Pozdrawiam!
Producent zapowiada na opakowaniu przyjemną gładkość skóry, którą uzyskamy dzięki zatopionym w kosmetyku prawdziwym wiórkom kokosowym. Łagodne substancje myjące mają delikatnie oczyszczać skórę, bez efektu wysuszenia. Roślinna gliceryna, ekstrakty z kokosa i płatków lotosu mają odpowiadać za intensywną pielęgnację i przyjemne uczucie na skórze, a naturalne aromaty mają rozpieszczać zmysły.
Za wszystko odpowiadać ma naturalny, przyjemny dla oka skład:
Jak to natomiast wygląda w rzeczywistości? Opakowanie to, jak już wspomniałam, estetyczna, miękka tuba, wygodna, ale niestety woda łatwo i w dużej ilości nalewa się do nakrętki. Sam kosmetyk ma postać dość rzadkiego żelu, w którym zatopionych jest dość dużo wiórków kokosowych. Robi to dobre wrażenie, aczkolwiek działanie ścierające jest faktycznie delikatne. Niestety, ze względu na konsystencję, trzeba nabrać dużą ilość kosmetyku, przez co wydajność jest bardzo kiepska. Skóra mimo wszystko pozostaje jednak po użyciu miękka i wygładzona, co więcej - nawilżenie uzyskane po "zabiegu" wystarcza i nie muszę później używać balsamu.
Peeling, poza niewydajnością, ma dla mnie jeszcze jedną wadę - zapach. Kokos i lotos zapowiadało bardzo ładną kombinację, niestety mój wrażliwy skądinąd nos bardzo intensywnie wyczuwa nutę alkoholu, który, jak widać wyżej, jest na drugim miejscu w składzie. W związku z tym dla mnie osobiście używanie tego produktu jest tak sobie przyjemne.
Miałam trochę większe oczekiwania w stosunku do tego peelingu, jednak przyzwyczajona do działania kawy jestem trochę rozczarowana. Więcej już bym nie kupiła.
Słyszałyście o tym produkcie? Pozdrawiam!
niedziela, 8 grudnia 2013
Lubię recenzować! Green Pharmacy Szampon do włosów osłabionych i zniszczonych Rumianek lekarski
Bardzo lubię szampony Green Pharmacy - dobre ceny, przyjemne dla oka opakowania i, przede wszystkim, działanie, które odpowiada moim włosom i skórze głowy. Szczególnie odpowiadały mi do tej pory wersje z nagietkiem i pokrzywą. Dlatego też, jak tylko zobaczyłam w Rossmannie szampon rumiankowy w promocji za ok. 5,50 zł, było wiadomo, że to jego teraz wypróbuję.
Opakowanie to typowa dla firmy plastikowa butelka o fajnej pojemności 350 ml, przypominająca tradycyjne, apteczne pojemniki - lubię taką stylistykę. Na przyjemnej dla oka etykietce otrzymujemy zapewnienie o braku parabenów, SLSów i SLESów.
Jak moje wrażenia? Do tej pory mieszane. Przed nim wykończyłam Baleowy Szampon do włosów lekko przetłuszczających się, który niespodziewanie postawił bardzo wysoko poprzeczkę dla swoich następców. Najważniejszym zarzutem w kierunku rumianku od Green Pharmacy jest fakt, że muszę go użyć dość dużo, żeby w ogóle móc umyć włosy - w mniejszej ilości, która wystarcza mi przy większości szamponów - nie da się go porządnie rozprowadzić na włosach i ich umyć. Przez to też szybko się zużywa. Szampon ma dosyć rzadką konsystencję, jest zupełnie przezroczysty (to akurat zaleta). Kiedy już uda się go spienić, to czuć te charakterystyczne "skrzypienie" włosów, które od razu wołają o odżywkę - bez niej nie ma szans na spokojny żywot ;) Poza tym zapach jest nieciekawy - na początku wręcz bardzo mi się nie podobał (mimo że bardzo lubię ziołowe aromaty, a rumianek to jedno z moich ulubionych ziół), teraz już się przyzwyczaiłam. Na koniec wydaje mi się, że włosy trochę szybciej są nieświeże po tym szamponie w porównaniu z Baleą, ale z drugiej strony na pewno przyczynia się do tego codzienne noszenie czapki.
Co do działania wzmacniającego - w przypadku szamponów nie za bardzo w nie wierzę, aczkolwiek faktycznie wypada mi w ostatnim czasie widocznie mniej włosów, myślę jednak, że to zasługa raczej innego, regularnie przeze mnie używanego produktu Green Pharmacy, o którym za jakiś czas napiszę.
Podsumowując: mimo ogólnej sympatii do włosowych produktów od GP ten szampon nie przypadł mi do gustu. Zużyję i zapomnę, więcej nie kupię ;)
Znacie ten szampon albo inne produkty Green Pharmacy? Pozdrawiam!
piątek, 6 grudnia 2013
Lubię malować paznokcie! Wspomnień czar - Wibo Express growth 350
Wyciągnęłam z czeluści kosmetyczki lakier do paznokci, który przed zakupem wielokrotnie oglądałam na Waszych blogach i bardzo mi się podobał, po czym kupiłam go i jakoś tak właśnie trafił do szuflady.
Popularny kolorek 350 z serii Express growth to różowy odcień nude - bezpieczny i elegancki. Nie wiem niestety, czy jest dalej dostępny w Rossmannie.
Lakier niestety dość kiepsko kryje, na paznokciach mam trzy warstwy, a białe końcówki dalej prześwitują. Mam jeszcze jeden lakier z tej serii, w kolorze arbuzowym, i zachowuje się niestety tak samo, więc przypuszczam, że tak Express Growth ma - jeśli macie z nimi doświadczenie, to dajcie znać w komentarzach. Trzyma się natomiast dość nieźle - na paznokciach mam go tu czwarty dzień i końcówki są tylko minimalnie przetarte. Sam lakier wygląda nieźle, dalej ładnie błyszczy.
350 daje dyskretny, elegancki manicure, nadający się do biura czy na ważne spotkanie. Może będę po niego sięgać teraz częściej.
Macie w swojej kolekcji ten numerek 350?
Życzę wszystkim pięknych, kosmetycznych prezentów z okazji Mikołaja! Pozdrawiam!
Popularny kolorek 350 z serii Express growth to różowy odcień nude - bezpieczny i elegancki. Nie wiem niestety, czy jest dalej dostępny w Rossmannie.
Lakier niestety dość kiepsko kryje, na paznokciach mam trzy warstwy, a białe końcówki dalej prześwitują. Mam jeszcze jeden lakier z tej serii, w kolorze arbuzowym, i zachowuje się niestety tak samo, więc przypuszczam, że tak Express Growth ma - jeśli macie z nimi doświadczenie, to dajcie znać w komentarzach. Trzyma się natomiast dość nieźle - na paznokciach mam go tu czwarty dzień i końcówki są tylko minimalnie przetarte. Sam lakier wygląda nieźle, dalej ładnie błyszczy.
350 daje dyskretny, elegancki manicure, nadający się do biura czy na ważne spotkanie. Może będę po niego sięgać teraz częściej.
Macie w swojej kolekcji ten numerek 350?
Życzę wszystkim pięknych, kosmetycznych prezentów z okazji Mikołaja! Pozdrawiam!
środa, 4 grudnia 2013
Lubię bardzo! w listopadzie 2013 - ulubieni w mini-recenzjach
W listopadzie 2013 były dwa kosmetyki, których używałam szczególnie chętnie i niemal bez zamienników.
Pierwszy z nich to "kremowo-olejkowy" żel po prysznic Balea z olejem z owoców drzewa marula i proteinami mlecznymi. 250 ml kosmetyku kosztuje w DM 0,95 euro.
Żel ma bardzo gęstą, kremową konsystencję, dobrze się pieni, na myjce wręcz świetnie, jest bardzo wydajny. Zapach bardzo przyjemny, kremowy, otulający, idealny na tę porę roku.
Mimo SLS na drugim miejscu w składzie żel jest delikatny dla skóry, wręcz pozostawia ją lekko nawilżoną i mogę nawet przez dwa dni nie używać żadnych nawilżaczy, bez żadnej szkody dla skóry!
Według mnie jest to produkt o wiele lepszy niż te popularniejsze żele pod prysznic Balei w kolorowych opakowaniach w cenie 0,65 euro.
Drugi ulubieniec jest w mojej kosmetyczce już jakieś 2,5 roku. Lakier Rival de Loop z serii High Gloss Nail Colour w kolorze 07. Jest to najbardziej klasyczna czerwień, jaka może być (niestety blogger robi z tego odcienia czerwień strażacką, w rzeczywistości jest ciemniejsza - w miarę oddany jest odcień na buteleczce).
Szybko schnie, dobrze się trzyma, wystarczą dwie warstwy. Idealnie pasuje mi na tę porę roku, przypuszczam, że do końca roku skończę tę buteleczkę.
Co szczególnie chętnie używałyście w minionym miesiącu? Pozdrawiam!
Pierwszy z nich to "kremowo-olejkowy" żel po prysznic Balea z olejem z owoców drzewa marula i proteinami mlecznymi. 250 ml kosmetyku kosztuje w DM 0,95 euro.
Żel ma bardzo gęstą, kremową konsystencję, dobrze się pieni, na myjce wręcz świetnie, jest bardzo wydajny. Zapach bardzo przyjemny, kremowy, otulający, idealny na tę porę roku.
Mimo SLS na drugim miejscu w składzie żel jest delikatny dla skóry, wręcz pozostawia ją lekko nawilżoną i mogę nawet przez dwa dni nie używać żadnych nawilżaczy, bez żadnej szkody dla skóry!
Według mnie jest to produkt o wiele lepszy niż te popularniejsze żele pod prysznic Balei w kolorowych opakowaniach w cenie 0,65 euro.
Drugi ulubieniec jest w mojej kosmetyczce już jakieś 2,5 roku. Lakier Rival de Loop z serii High Gloss Nail Colour w kolorze 07. Jest to najbardziej klasyczna czerwień, jaka może być (niestety blogger robi z tego odcienia czerwień strażacką, w rzeczywistości jest ciemniejsza - w miarę oddany jest odcień na buteleczce).
Szybko schnie, dobrze się trzyma, wystarczą dwie warstwy. Idealnie pasuje mi na tę porę roku, przypuszczam, że do końca roku skończę tę buteleczkę.
Co szczególnie chętnie używałyście w minionym miesiącu? Pozdrawiam!
niedziela, 1 grudnia 2013
Lubię recenzować! Projekt pielęgnacyjny na grudzień i styczeń
Niestety ostatnimi czasy jestem tak "zalatana", że jeśli już znajdę trochę czasu dla siebie, to albo jest już zbyt ciemno na sfotografowanie czegoś, albo najnormalniej w świecie nie chce mi się :( Oczywiście w blogosferze jestem obecna, czytam notki, komentuję, no i biorę udział w rozdaniach (wstyd, że ostatnich kilka notek na blogu to właśnie notki rozdaniowe, ale organizujecie tak fajne konkursy, że żal nie zwiększyć swoich szans na wygraną ;) ). Dziś udało mi się na szczęście cyknąć parę zdjęć, a jako że jest początek miesiąca (już ostatniego w tym roku - potwornie ten czas leci!), to postanowiłam rozpocząć kontrolowane stosowanie dwóch produktów - zrobić zdjęcia stanu "sprzed", żeby mieć dowód "na papierze", jak te kosmetyki się sprawdzają. Oto, co biorę na tapetę:
Dermogal A + E wygrałam jeszcze w czerwcu w prześwietnym rozdaniu u Kyariss (która niestety krótko po nim zamilkła :( ). Na opakowaniu producent zapewnia, że to świetny kosmetyk do codziennej pielęgnacji skóry z problemami ("trądzik pospolity, trądzik różowaty, atopowe zapalenie skóry, nadmierne złuszczanie skóry, nadwrażliwość na różne czynniki").
Moja skóra w październiku i listopadzie przechodziła okres wielkiego buntu, na chwilę obecną jest w miarę podgojona i uspokojona, ale pozostało mi na niej kilka nowych śladów. Poza tym mam w dalszym ciągu trochę podskórnych grudek i tradycyjnie dobrze widoczne pory. Jako miejsce kontrolne wybrałam najbardziej dotknięte kataklizmem czoło (tu na zdjęciach z dziś rana, po oczyszczeniu, bez żadnych kremów, w świetle dziennym i sztucznym).
"Rybki" mają zatem pole do popisu. Producent zapewnia, że kosmetyk można stosować po makijaż, ja jednak pozostanę rankiem przy mojej kochanej Ziai, a będę kapsułki stosować wieczorem zamiast kremu na noc. W opakowaniu jest 48 sztuk, starczy zatem na 1,5 miesiąca. Oczywiście jeśli po jakimś czasie stwierdzę, że kosmetyk mi nie służy, albo powinien być stosowany przeze mnie rzadziej, to nie będę maltretować cery i "eksperyment" się przedłuży, a wszystko zostanie przeze mnie na końcu opisane. Osobiście liczę jednak na dobre rezultaty i złagodzenie widocznych zmian (szczególnie, że Dermogal ma wręcz rewelacyjne oceny na Wizażu - na dzień dzisiejszy to 4,24/5,00 na 150 opinii i 55 kliknięć "mój hit").
Drugi uczestnik badań, to Skoncentrowane serum do rzęs i baza pod tusz 3 w 1 Advance Volumiere od Eveline. Kosmetyk ten nie jest dla mnie zupełną nowością, gdyż stosowałam go (niezbyt regularnie) już parę lat temu, kiedy mocno wypadały mi rzęsy. Tym razem mam zamiar być systematyczna. Jako że moje rzęsy z natury są dość długie, co widać szczególnie gdy nakładam tusz (mam jasne końcówki rzęs), nie czuję potrzeby używania bazy pod tusz. Serum będę więc stosowała tylko na noc, w celu wzmocnienia lekko wypadających w tej chwili włosków i może ewentualnego zagęszczenia.
Na opakowaniu producent zapewnia o zatrzymaniu wypadania rzęs, stymulacji ich wzrostu, odżywieniu i uelastycznieniu. Pierwsze efekty mają pojawić się po dwóch tygodniach, pełne - po miesiącu. Jako że serum będę stosować tylko wieczorem, dam mu czas przynajmniej do połowy stycznia.
Mam nadzieję, że wytrwam w postanowieniu regularnego używania tych kosmetyków i już zapraszam Was na sprawozdanie. Pozdrawiam!
Dermogal A + E wygrałam jeszcze w czerwcu w prześwietnym rozdaniu u Kyariss (która niestety krótko po nim zamilkła :( ). Na opakowaniu producent zapewnia, że to świetny kosmetyk do codziennej pielęgnacji skóry z problemami ("trądzik pospolity, trądzik różowaty, atopowe zapalenie skóry, nadmierne złuszczanie skóry, nadwrażliwość na różne czynniki").
Moja skóra w październiku i listopadzie przechodziła okres wielkiego buntu, na chwilę obecną jest w miarę podgojona i uspokojona, ale pozostało mi na niej kilka nowych śladów. Poza tym mam w dalszym ciągu trochę podskórnych grudek i tradycyjnie dobrze widoczne pory. Jako miejsce kontrolne wybrałam najbardziej dotknięte kataklizmem czoło (tu na zdjęciach z dziś rana, po oczyszczeniu, bez żadnych kremów, w świetle dziennym i sztucznym).
"Rybki" mają zatem pole do popisu. Producent zapewnia, że kosmetyk można stosować po makijaż, ja jednak pozostanę rankiem przy mojej kochanej Ziai, a będę kapsułki stosować wieczorem zamiast kremu na noc. W opakowaniu jest 48 sztuk, starczy zatem na 1,5 miesiąca. Oczywiście jeśli po jakimś czasie stwierdzę, że kosmetyk mi nie służy, albo powinien być stosowany przeze mnie rzadziej, to nie będę maltretować cery i "eksperyment" się przedłuży, a wszystko zostanie przeze mnie na końcu opisane. Osobiście liczę jednak na dobre rezultaty i złagodzenie widocznych zmian (szczególnie, że Dermogal ma wręcz rewelacyjne oceny na Wizażu - na dzień dzisiejszy to 4,24/5,00 na 150 opinii i 55 kliknięć "mój hit").
Drugi uczestnik badań, to Skoncentrowane serum do rzęs i baza pod tusz 3 w 1 Advance Volumiere od Eveline. Kosmetyk ten nie jest dla mnie zupełną nowością, gdyż stosowałam go (niezbyt regularnie) już parę lat temu, kiedy mocno wypadały mi rzęsy. Tym razem mam zamiar być systematyczna. Jako że moje rzęsy z natury są dość długie, co widać szczególnie gdy nakładam tusz (mam jasne końcówki rzęs), nie czuję potrzeby używania bazy pod tusz. Serum będę więc stosowała tylko na noc, w celu wzmocnienia lekko wypadających w tej chwili włosków i może ewentualnego zagęszczenia.
Na opakowaniu producent zapewnia o zatrzymaniu wypadania rzęs, stymulacji ich wzrostu, odżywieniu i uelastycznieniu. Pierwsze efekty mają pojawić się po dwóch tygodniach, pełne - po miesiącu. Jako że serum będę stosować tylko wieczorem, dam mu czas przynajmniej do połowy stycznia.
Mam nadzieję, że wytrwam w postanowieniu regularnego używania tych kosmetyków i już zapraszam Was na sprawozdanie. Pozdrawiam!
Subskrybuj:
Posty (Atom)